- Czy ja nie żyję?
Czy ten cholerny idiota mnie zabił? - spytała wreszcie. Dziewczynka
obróciła się i popatrzyła na Marion, jak na nawiedzoną.
- Przecież nie
żyjesz. Tego chciałaś. Wrócisz tam, będąc już w świecie
zmarłych – odparła Mała Marion, tonem, który wskazywał, że
dla niej było to coś oczywistego. Dziewczyna spojrzała na nią,
jak na kompletną wariatkę.
- Nie jesteś mną –
stwierdziła pewnie.
- Nie. Jestem
przewodnikiem. - Marion uniosła brwi, po czym zaśmiała się
sceptycznie. A więc to był tylko sen. Blondynka uspokoiła się.
Zapewne po prostu usnęła wyczerpana przemianą. Nic takiego,
niedługo będzie po wszystkim. Dziewczynka zmierzyła ją karcącym
wzrokiem. - Co w tym śmiesznego? Komu, jak komu, ale tobie nie
powinno być do śmiechu – dopowiedziała, co wywołało u Marion
złowieszczy chichot, przesycony ironią.
- Tak, tak. Jak ten
sen się skończy, osobiście zniszczę tę koszulkę. Serio, to
straszne – stwierdziła, i z kpiącym uśmieszkiem na ustach
ruszyła naprzód. - Przewodnik – prychnęła drwiąco. Dziewczynka
nawet na nią nie popatrzyła, tylko z grobową miną prowadziła
dalej.
Marion nie mogła
uwierzyć, ze przez chwilę naprawdę myślała, że to jakaś
wyjątkowo pokręcona rzeczywistość. Teraz naprawdę z chęcią
obejrzy to, co ten cały „przewodnik” ma jej do pokazania. W
każdym razie, to jej sen, a skoro wiedziała, że śni, mogła
wszystko zmienić na zawołanie.
Chcę wyglądać
normalnie, pomyślała. W mgnieniu oka włosy odzyskały swój
normalny wygląd, a grobowa sukienka ustąpiła miejsca dżinsom i
luźnej koszulce. Na jej twarzy pojawił się codzienny makijaż, a
czarne smugi zniknęły. Tak lepiej.
Dziewczynka
popatrzyła na starszą wersję siebie z pożałowaniem i pokręciła
głową. Marion nie zwróciła na nią uwagi.
Stanęły przed
bramą. Każdy szczebel posiadał inne zdobienia, które razem
przedstawiały różę z mnóstwem długich kolców. Robiło to
niesamowite wrażenie. Na środku znajdowała się klamka w kształcie
muszli ślimaka. Mała Marion podeszła do bramy i wystawiła dłoń,
w zapraszającym geście.
- Tutaj zaczyna się
twoja podróż. Brama pojawi się ponownie dopiero, gdy zobaczysz
wszystko, co mam ci do pokazania. - Marion pokiwała głową, udając
powagę. To oczywiste, że będzie tak, jak ona sobie zażyczy. To
jej głowa i jej sen.
Dziewczyna z
pobłażliwym uśmieszkiem przekroczyła wrota. Otoczenie drastycznie
się zmieniło. Teraz był to cmentarz. Na środku stał ogromny,
misternie wyrzeźbiony pomnik anioła. Ogromne skrzydła o
rozpiętości pięciu metrów, zachwycały dokładnością szczegółów
i perfekcyjnym wykonaniem. Tylko jego twarz miała smutny wyraz. Nie
pasowała do wspaniałości tego posągu. Patrzyła na świat poprzez
idealnie odwzorowane gałki oczne, przepełnione bólem, chociaż
Marion nie wiedziała, jak to możliwe. Cholera, to był tylko posąg!
W zasięgu wzroku
znajdowało się mnóstwo nagrobków, jednak nie było na nich
żadnego oznaczenia. Puste płyty nagrobne po prostu stały i niczemu
nie służyły.
Dziewczyna czuła
się tu dziwnie. Nie lubiła cmentarzy. Jakoś nigdy nie rozumiała
po co ludzie gromadzili się w tych ponurych miejscach. To tylko
granitowe płyty, pod którymi leżą gnijące szczątki zmarłych. I
po co się do nich modlić? Czy ci ludzie naprawdę myśleli, ze kupa
kości rozumie ich słowa? Idiotyzm.
Jednak te miejsca
miały w sobie coś mrocznego. Jakby nad całym terenem rozpościerała
się gęsta mgła. Sprawiała, że człowiek dostawał gęsiej skórki
i pragnął jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Nagle strumień
światła, wyglądający zza ciemnych chmur, oświetlił jeden,
poniekąd zwyczajny nagrobek. Marion z zaciekawieniem podeszła do
niego.
Niczym się nie
wyróżniał. Bezimienny, jak wszystkie tutaj. W takim razie co
oznaczało to światło? Przypadek? Bardzo wątpliwe. Nie wiedząc,
co robić, dziewczyna dotknęła opuszkami palców płytę.
Wszystko nagle
zawirowało, zmieniło się w jednolitą, szarą masę. Dziewczyna
poczuła, że spada w dół. Krzyczała ze wszystkich sił, nawołując
pomocy. Miała kompletną pustkę w głowie. Była przerażona,
naprawdę przerażona. Pierwszy raz od dawna.
Po chwili
zorientowała się, że cokolwiek, co ciągnęło ją ku dołowi,
zwalnia. Nieostre kolory pojawiały się wokół niej, by za chwilę
zmienić się w wyraźne kształty.
Stała przy starej,
zniszczonej przyczepie. O nie, o nie, nie, nie. Chcę wrócić!
Wracaj, teraz! Ale jej błagania nie działały, nie mogła
zrobić nic. Chciała stąd uciec, jak najdalej, żeby tylko nie
musieć przeżywać tego znów. Więc to przeszłość. Ta mała
chciała wzbudzić w niej poczucie winy! Czuła, jakby niewidzialne
łańcuchy trzymały ją w jednym miejscu. Nie była w stanie zrobić
nawet najmniejszego kroku.
Po chwili jej postać
zmaterializowała się w środku przyczepy.
To był pogodny,
marcowy dzień w Highfield. Matt Brown, dwudziestodwulatek bez
wykształcenia, którego miejscem zamieszkania była stara przyczepa,
lubił towarzystwo młodszych od siebie. Od czasu do czasu zapraszał
kilka osób i urządzał jedne z najlepszych, zdaniem Marion,
imprezy. Oczywiście nie zabrakło na nich alkoholu i narkotyków, w
gruncie rzeczy tylko dlatego piętnastolatki tak chętnie odwiedzały
Matta. Marion znała go od dawien dawna. Była jego stałym bywalcem.
Nic więc dziwnego, że zaprosił ją w ten piękny, piątkowy
wieczór. Tym razem nie było to kameralne przyjęcie, zjawiły się
tylko trzy osoby. Matt, Marion i szesnastoletnia kuzynka Matta,
Caroline.
Drobna brunetka
chyba nigdy przedtem nie widziała strzykawki. Jednak Matt wyraźnie
zakazał jej podawania jakichkolwiek narkotyków. Bredził coś o
jakieś chorobie, ale niewiele z tego docierało do Marion, która
dwie godziny temu zażyła swoją dawkę heroiny.
Chłopak wyszedł do
supermarketu po coś do przekąszenia. Wtedy ta durna kuzyneczka
podeszła do Marion i powiedziała:
- Chcę tego
spróbować. Pokaż mi. - To brzmiało jak rozkaz. Ale w sumie, czemu
nie? Lepiej, żebym ja jej pokazała, niż gdyby miała zrobić sobie
krzywdę.
Tak też zrobiła.
Rozgrzała łyżkę z wodą nad palnikiem kuchenki, po czym wsypała
heroinę. To był naprawdę kawał gówna. Około siedemdziesięciu
procent czystej hery. Poczekała, aż substancja otrzyma właściwą
gęstość i wlała ją do strzykawki.
W zasadzie nie była
jakoś specjalnie od tego uzależniona. Lubiła uczucie po
wstrzyknięciu. Wszystkie problemy znikały, nic się nie liczyło.
Wszystko było po prostu... niczym. Nie czuła bólu. To w gruncie
dobre uczucie mieć chwilowo wszystko w dupie. Zwykły człowiek nie
może po prostu pstryknąć palcami i czekać, aż jego problemy
miną. Dlatego ludzie wymyślili heroinę.
Zawiązała sobie
gumowy pasek na przedramieniu, by lepiej wycelować w żyłę. Wtem
Caroline chwyciła jej nadgarstek.
- Nie ty. Pokaż mi.
Proszę. - Wystawiła rękę. Marion pomyślała, no w sumie,
przecież chce tylko spróbować. A Matt się o niczym nie dowie.
Wzruszyła ramionami i ściągnęła pasek. Zawahała się przez
chwilę. Dopadły ją mgliste wątpliwości, które niknęły równie
szybko, jak się pojawiły.
Zawiązała go na
chudą rękę dziewczyny i starannie celując, wbiła strzykawkę w
jej żyłę. Powoli wstrzyknęła całą zawartość.
Po kilku sekundach
na twarzy brunetki pojawił się błogi wyraz, który natychmiast
zmienił się w przerażający grymas. Dziewczyna zaczęła się
dusić. Nie mogła złapać oddechu.
Marion wytrzeszczyła
oczy. Caroline rzucała się po całym łóżku, trzymając się za
gardło. Wyglądała jak ryba świeżo wyciągnięta z wody. Marion
nie miała pojęcia, co zrobić. Jej mózg reagował na wszelkie
wydarzenia z lekkim opóźnieniem, był jeszcze odurzony działaniem
narkotyku. Spojrzała na strzykawkę i złapała się za głowę.
Zdała sobie sprawę, ze właśnie wstrzyknęła nowicjuszce dawkę
dla długoletniego ćpuna.
Wtem twarz Caroline
zrobiła się sina. Wydała z siebie świszcząco-dławiący odgłos
i spoczęła nieruchomo na łóżku.
- Nie! - krzyknęła
Marion. Podbiegła do dziewczyny i chlasnęła ją w policzek. Żadnej
reakcji. Przyłożyła głowę do jej piersi, ale nie wyczuła bicia
serca. Sprawdziła puls. Cisza. Marion złapała się za głowę.
Rozejrzała się po pokoju.
Wzięła ze stołu
swoją torebkę i wrzuciła do niej wszystko, co znajdowało się na
stole. Tabletki, łyżeczkę, strzykawki i leki Caroline. Chwilę
zatrzymała się przy tabletkach dziewczyny. Antydepresanty. Kurwa,
dlaczego nie spojrzała na to opakowanie? Dlaczego była taka głupia?
Już miała rzucać
się do ucieczki, gdy drzwi przyczepy otworzyły się, a w progu
stanął Matt.
- Co, do chuja...? -
wykrztusił, widząc Caroline.
Marion w panice
sięgnęła po nóż, leżący na blacie. Dłonie jej się trzęsły,
z trudnością mogła połknąć ślinę. Stanęła w kącie i
czekała na to, co zrobi chłopak.
- Co... COŚ TY
KURWA ZROBIŁA?! - wrzasnął. Szybko podbiegł do kuzynki. Przyłożył
jej dwa palce do nadgarstka.
Łzy pociekły po
jego policzkach. Złapał martwą dziewczynę za rękę.
- Nie... Boże...
Carol... - Nie dokończył, bo jego twarz wykrzywił grymas bólu.
Spojrzał w dół i zauważył coraz to większą plamę krwi
rozpraszającą się na białej koszulce. Mężczyzna padł na
ziemię. Rzucał się po podłodze niczym epileptyk podczas ataku.
Próbował dosięgnąć rękojeści noża, wystającej z jego pleców,
jednak bezskutecznie. Ostatkiem sił podniósł się do pozycji
siedzącej.
Marion wyjęła nóż
z jego pleców. Strużki potu ciekły po jej czole. Przerażające
było to, że wcale tego nie żałowała. Przeciwnie, czuła, że
właśnie to należało zrobić. Trzymając nóż w dłoni,
nawiedziło ją dziwne uczucie. Jakby miała panowanie nad wszystkim.
Uczucie strachu i zagubienia całkowicie minęło. Doskonale
wiedziała, co ma zrobić.
Dziewczyna
zamachnęła się i z całej siły wbiła ostrze w klatkę piersiową
Matta.
Po kilku chwilach
chłopak przestał oddychać, zostawiając na podłodze ogromną
plamę krwi. Marion umyła i schowała nóż do torby. Nawet nie
patrząc na swoje „dzieło”, wybiegła z przyczepy.
Biegła, jak nigdy
przedtem. Biegła i biegła, nie czując nic, oprócz tego, że
powinna uciekać. I to jak najdalej stamtąd. Nóż wrzuciła do
kanału. Kiedy minęła granice miasta, poczuła się pewniej. Jednak
nie zaprzestała ucieczki.
Potykała się o
gałęzi i kaleczyła gołe nogi o krzewiste zarośla. Strużki krwi
ciekły od kolan, kończąc na kostkach. Nie zdawała sobie z tego
sprawy, choć nawet jakby wiedziała, i tak by się nie zatrzymała.
W tej chwili całym jej życiem była ucieczka.
Działanie narkotyku
mijało i dziewczyna słabła. Nawiedziło ją uczucie strachu i
wątpliwości. Przecież za to mogła pójść na całe życie do
więzienia. I niewątpliwie dowiedzą się, kto był mordercą. Nie
są głupi. Będzie o tym głośno, jak nigdy. To tylko kwestia
czasu, zanim Marion odpowie za zbrodnię.
Dziewczyna
zatrzymała się przy jakimś budynku, zdawało się, że to była
fabryka. Usiadła na trawie, plecami opierając się o ścianę. Cała
rozmazana, ubrana w zniszczone ciuchy, które podarła sobie, biegnąc
przez kolczaste krzewy.
Marion nie miała
pojęcia, która jest godzina. Mogło być po drugiej w nocy. Na
pewno nie wcześniej. Nie napadały ją wyrzuty sumienia, ona tylko
ratowała swoje życie. Bardzo się bała. Chciała po prostu
zniknąć. Znaleźć się gdzieś w Paryżu, albo Londynie. Jak
najdalej od tego miejsca. Albo zasnąć. I obudzić się, jak będzie
po wszystkim. Kto wie, może nie znajdą żadnych dowodów? Może
umorzą śledztwo? Nie liczyła na to, ale wciąż miała nadzieję.
Sięgnęła do
torebki i wyciągnęła te tajemnicze leki Caroline. Były tu trzy
pojemniczki z kolorowymi pastylkami. Wysypała wszystko na dłoń i
połknęła.
Po kilkunastu
minutach poczuła cudowne uczucie spokoju. Jej umysł jakby wyrzucił
z siebie wydarzenia dzisiejszego dnia, zastępując je całkowitą
pustką. Ogarnęła ją upragniona senność. Dziewczyna zamknęła
oczy i osunęła się na ziemię.
Następnego dnia
obudziła się w szpitalu pod kroplówką.
Marion poczuła, że
niewidzialne łańcuchy opadły i może wracać. Jednak nie pojawiła
się znów na cmentarzu...
________________________
Witam! Tego
rozdziału jestem jeszcze bardziej niepewna, niż poprzedniego. Nigdy
nie pisałam podobnego morderstwa. Poza tym, mój najdłuższy
rozdział! Mam nadzieję, że nie był nudny ;] Podkład to
najbardziej banalny utwór, jaki można było dodać, ale baardzo mi
pasuje do tego rozdziału. Następny jakoś w poniedziałek, albo w
niedzielę. I dziękuję wszystkim za opinie, to naprawdę dużo dla
mnie znaczy ;]. Jakiś błąd? Śmiało piszcie.
Koniec sezonu TVD!
Emocje? Tylko umarłam i zmartwychwstałam.
Widzę, że przeniosłaś się na blogspot ;) Rozdział skomentowałam już na onecie, ale wpadłam, żeby zobaczyć twojego nowego bloga.
OdpowiedzUsuńFajnie wygląda, jedyna moja uwaga to to, że czcionka jest za ciemna i żeby ją przeczytać, muszę się bardzo przusunąć do monitora. Poza tym jest ok. [marmurowe-serce]
I dzięki za komentarz u mnie ^^
Wybacz, z tą czcionką to nie umyślnie, bo ja sama mam ekran ustawiony na tryb nocny, bo lepiej mi się wszystko ogląda, ale patrząc na to, jak wygląda w trybie normalnym, to rzeczywiście, masz rację ^^ Dziekuję za komenatrz :)
UsuńO, teraz już lepiej ^^. Bo wczesniej to prawie nic nie było widać na ekranie. Ale fajnie, że się przeniosłaś, nie będę musiała po pięćdziesiąt razy odświeżać żeby móc przeczytać i skomentować ;).
UsuńA na twój komentarz pod moją notką odpowiedziałam jakby co ;).
No cóż, od początku wiedziałam, że Marion to nie jest typowa, młoda dziewczyna. Ale żeby była zabójczynią? Ciekawych rzeczy się o niej dowiadujemy. Czyli co.. umorzyli śledztwo? Ale dlaczego 'przewodniczka" ją tam zabrała? I jak stamtąd powróci? Jestem zaintrygowana i jak najszybciej będę mogła to zabiorę się za kolejny rozdział :) Tymczasem pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń{lostfeelings}