niedziela, 13 maja 2012

Rozdział V: Początek agonii

- Czy ja nie żyję? Czy ten cholerny idiota mnie zabił? - spytała wreszcie. Dziewczynka obróciła się i popatrzyła na Marion, jak na nawiedzoną.
- Przecież nie żyjesz. Tego chciałaś. Wrócisz tam, będąc już w świecie zmarłych – odparła Mała Marion, tonem, który wskazywał, że dla niej było to coś oczywistego. Dziewczyna spojrzała na nią, jak na kompletną wariatkę.
- Nie jesteś mną – stwierdziła pewnie.
- Nie. Jestem przewodnikiem. - Marion uniosła brwi, po czym zaśmiała się sceptycznie. A więc to był tylko sen. Blondynka uspokoiła się. Zapewne po prostu usnęła wyczerpana przemianą. Nic takiego, niedługo będzie po wszystkim. Dziewczynka zmierzyła ją karcącym wzrokiem. - Co w tym śmiesznego? Komu, jak komu, ale tobie nie powinno być do śmiechu – dopowiedziała, co wywołało u Marion złowieszczy chichot, przesycony ironią.
- Tak, tak. Jak ten sen się skończy, osobiście zniszczę tę koszulkę. Serio, to straszne – stwierdziła, i z kpiącym uśmieszkiem na ustach ruszyła naprzód. - Przewodnik – prychnęła drwiąco. Dziewczynka nawet na nią nie popatrzyła, tylko z grobową miną prowadziła dalej.
Marion nie mogła uwierzyć, ze przez chwilę naprawdę myślała, że to jakaś wyjątkowo pokręcona rzeczywistość. Teraz naprawdę z chęcią obejrzy to, co ten cały „przewodnik” ma jej do pokazania. W każdym razie, to jej sen, a skoro wiedziała, że śni, mogła wszystko zmienić na zawołanie.
Chcę wyglądać normalnie, pomyślała. W mgnieniu oka włosy odzyskały swój normalny wygląd, a grobowa sukienka ustąpiła miejsca dżinsom i luźnej koszulce. Na jej twarzy pojawił się codzienny makijaż, a czarne smugi zniknęły. Tak lepiej.
Dziewczynka popatrzyła na starszą wersję siebie z pożałowaniem i pokręciła głową. Marion nie zwróciła na nią uwagi.
Stanęły przed bramą. Każdy szczebel posiadał inne zdobienia, które razem przedstawiały różę z mnóstwem długich kolców. Robiło to niesamowite wrażenie. Na środku znajdowała się klamka w kształcie muszli ślimaka. Mała Marion podeszła do bramy i wystawiła dłoń, w zapraszającym geście.
- Tutaj zaczyna się twoja podróż. Brama pojawi się ponownie dopiero, gdy zobaczysz wszystko, co mam ci do pokazania. - Marion pokiwała głową, udając powagę. To oczywiste, że będzie tak, jak ona sobie zażyczy. To jej głowa i jej sen.
Dziewczyna z pobłażliwym uśmieszkiem przekroczyła wrota. Otoczenie drastycznie się zmieniło. Teraz był to cmentarz. Na środku stał ogromny, misternie wyrzeźbiony pomnik anioła. Ogromne skrzydła o rozpiętości pięciu metrów, zachwycały dokładnością szczegółów i perfekcyjnym wykonaniem. Tylko jego twarz miała smutny wyraz. Nie pasowała do wspaniałości tego posągu. Patrzyła na świat poprzez idealnie odwzorowane gałki oczne, przepełnione bólem, chociaż Marion nie wiedziała, jak to możliwe. Cholera, to był tylko posąg!
W zasięgu wzroku znajdowało się mnóstwo nagrobków, jednak nie było na nich żadnego oznaczenia. Puste płyty nagrobne po prostu stały i niczemu nie służyły.
Dziewczyna czuła się tu dziwnie. Nie lubiła cmentarzy. Jakoś nigdy nie rozumiała po co ludzie gromadzili się w tych ponurych miejscach. To tylko granitowe płyty, pod którymi leżą gnijące szczątki zmarłych. I po co się do nich modlić? Czy ci ludzie naprawdę myśleli, ze kupa kości rozumie ich słowa? Idiotyzm.
Jednak te miejsca miały w sobie coś mrocznego. Jakby nad całym terenem rozpościerała się gęsta mgła. Sprawiała, że człowiek dostawał gęsiej skórki i pragnął jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Nagle strumień światła, wyglądający zza ciemnych chmur, oświetlił jeden, poniekąd zwyczajny nagrobek. Marion z zaciekawieniem podeszła do niego.
Niczym się nie wyróżniał. Bezimienny, jak wszystkie tutaj. W takim razie co oznaczało to światło? Przypadek? Bardzo wątpliwe. Nie wiedząc, co robić, dziewczyna dotknęła opuszkami palców płytę.
Wszystko nagle zawirowało, zmieniło się w jednolitą, szarą masę. Dziewczyna poczuła, że spada w dół. Krzyczała ze wszystkich sił, nawołując pomocy. Miała kompletną pustkę w głowie. Była przerażona, naprawdę przerażona. Pierwszy raz od dawna.
Po chwili zorientowała się, że cokolwiek, co ciągnęło ją ku dołowi, zwalnia. Nieostre kolory pojawiały się wokół niej, by za chwilę zmienić się w wyraźne kształty.
Stała przy starej, zniszczonej przyczepie. O nie, o nie, nie, nie. Chcę wrócić! Wracaj, teraz! Ale jej błagania nie działały, nie mogła zrobić nic. Chciała stąd uciec, jak najdalej, żeby tylko nie musieć przeżywać tego znów. Więc to przeszłość. Ta mała chciała wzbudzić w niej poczucie winy! Czuła, jakby niewidzialne łańcuchy trzymały ją w jednym miejscu. Nie była w stanie zrobić nawet najmniejszego kroku.
Po chwili jej postać zmaterializowała się w środku przyczepy.

To był pogodny, marcowy dzień w Highfield. Matt Brown, dwudziestodwulatek bez wykształcenia, którego miejscem zamieszkania była stara przyczepa, lubił towarzystwo młodszych od siebie. Od czasu do czasu zapraszał kilka osób i urządzał jedne z najlepszych, zdaniem Marion, imprezy. Oczywiście nie zabrakło na nich alkoholu i narkotyków, w gruncie rzeczy tylko dlatego piętnastolatki tak chętnie odwiedzały Matta. Marion znała go od dawien dawna. Była jego stałym bywalcem. Nic więc dziwnego, że zaprosił ją w ten piękny, piątkowy wieczór. Tym razem nie było to kameralne przyjęcie, zjawiły się tylko trzy osoby. Matt, Marion i szesnastoletnia kuzynka Matta, Caroline.
Drobna brunetka chyba nigdy przedtem nie widziała strzykawki. Jednak Matt wyraźnie zakazał jej podawania jakichkolwiek narkotyków. Bredził coś o jakieś chorobie, ale niewiele z tego docierało do Marion, która dwie godziny temu zażyła swoją dawkę heroiny.
Chłopak wyszedł do supermarketu po coś do przekąszenia. Wtedy ta durna kuzyneczka podeszła do Marion i powiedziała:
- Chcę tego spróbować. Pokaż mi. - To brzmiało jak rozkaz. Ale w sumie, czemu nie? Lepiej, żebym ja jej pokazała, niż gdyby miała zrobić sobie krzywdę.
Tak też zrobiła. Rozgrzała łyżkę z wodą nad palnikiem kuchenki, po czym wsypała heroinę. To był naprawdę kawał gówna. Około siedemdziesięciu procent czystej hery. Poczekała, aż substancja otrzyma właściwą gęstość i wlała ją do strzykawki.
W zasadzie nie była jakoś specjalnie od tego uzależniona. Lubiła uczucie po wstrzyknięciu. Wszystkie problemy znikały, nic się nie liczyło. Wszystko było po prostu... niczym. Nie czuła bólu. To w gruncie dobre uczucie mieć chwilowo wszystko w dupie. Zwykły człowiek nie może po prostu pstryknąć palcami i czekać, aż jego problemy miną. Dlatego ludzie wymyślili heroinę.
Zawiązała sobie gumowy pasek na przedramieniu, by lepiej wycelować w żyłę. Wtem Caroline chwyciła jej nadgarstek.
- Nie ty. Pokaż mi. Proszę. - Wystawiła rękę. Marion pomyślała, no w sumie, przecież chce tylko spróbować. A Matt się o niczym nie dowie. Wzruszyła ramionami i ściągnęła pasek. Zawahała się przez chwilę. Dopadły ją mgliste wątpliwości, które niknęły równie szybko, jak się pojawiły.
Zawiązała go na chudą rękę dziewczyny i starannie celując, wbiła strzykawkę w jej żyłę. Powoli wstrzyknęła całą zawartość.
Po kilku sekundach na twarzy brunetki pojawił się błogi wyraz, który natychmiast zmienił się w przerażający grymas. Dziewczyna zaczęła się dusić. Nie mogła złapać oddechu.
Marion wytrzeszczyła oczy. Caroline rzucała się po całym łóżku, trzymając się za gardło. Wyglądała jak ryba świeżo wyciągnięta z wody. Marion nie miała pojęcia, co zrobić. Jej mózg reagował na wszelkie wydarzenia z lekkim opóźnieniem, był jeszcze odurzony działaniem narkotyku. Spojrzała na strzykawkę i złapała się za głowę. Zdała sobie sprawę, ze właśnie wstrzyknęła nowicjuszce dawkę dla długoletniego ćpuna.
Wtem twarz Caroline zrobiła się sina. Wydała z siebie świszcząco-dławiący odgłos i spoczęła nieruchomo na łóżku.
- Nie! - krzyknęła Marion. Podbiegła do dziewczyny i chlasnęła ją w policzek. Żadnej reakcji. Przyłożyła głowę do jej piersi, ale nie wyczuła bicia serca. Sprawdziła puls. Cisza. Marion złapała się za głowę. Rozejrzała się po pokoju.
Wzięła ze stołu swoją torebkę i wrzuciła do niej wszystko, co znajdowało się na stole. Tabletki, łyżeczkę, strzykawki i leki Caroline. Chwilę zatrzymała się przy tabletkach dziewczyny. Antydepresanty. Kurwa, dlaczego nie spojrzała na to opakowanie? Dlaczego była taka głupia?
Już miała rzucać się do ucieczki, gdy drzwi przyczepy otworzyły się, a w progu stanął Matt.
- Co, do chuja...? - wykrztusił, widząc Caroline.
Marion w panice sięgnęła po nóż, leżący na blacie. Dłonie jej się trzęsły, z trudnością mogła połknąć ślinę. Stanęła w kącie i czekała na to, co zrobi chłopak.
- Co... COŚ TY KURWA ZROBIŁA?! - wrzasnął. Szybko podbiegł do kuzynki. Przyłożył jej dwa palce do nadgarstka.
Łzy pociekły po jego policzkach. Złapał martwą dziewczynę za rękę.
- Nie... Boże... Carol... - Nie dokończył, bo jego twarz wykrzywił grymas bólu. Spojrzał w dół i zauważył coraz to większą plamę krwi rozpraszającą się na białej koszulce. Mężczyzna padł na ziemię. Rzucał się po podłodze niczym epileptyk podczas ataku. Próbował dosięgnąć rękojeści noża, wystającej z jego pleców, jednak bezskutecznie. Ostatkiem sił podniósł się do pozycji siedzącej.
Marion wyjęła nóż z jego pleców. Strużki potu ciekły po jej czole. Przerażające było to, że wcale tego nie żałowała. Przeciwnie, czuła, że właśnie to należało zrobić. Trzymając nóż w dłoni, nawiedziło ją dziwne uczucie. Jakby miała panowanie nad wszystkim. Uczucie strachu i zagubienia całkowicie minęło. Doskonale wiedziała, co ma zrobić.
Dziewczyna zamachnęła się i z całej siły wbiła ostrze w klatkę piersiową Matta.
Po kilku chwilach chłopak przestał oddychać, zostawiając na podłodze ogromną plamę krwi. Marion umyła i schowała nóż do torby. Nawet nie patrząc na swoje „dzieło”, wybiegła z przyczepy.
Biegła, jak nigdy przedtem. Biegła i biegła, nie czując nic, oprócz tego, że powinna uciekać. I to jak najdalej stamtąd. Nóż wrzuciła do kanału. Kiedy minęła granice miasta, poczuła się pewniej. Jednak nie zaprzestała ucieczki.
Potykała się o gałęzi i kaleczyła gołe nogi o krzewiste zarośla. Strużki krwi ciekły od kolan, kończąc na kostkach. Nie zdawała sobie z tego sprawy, choć nawet jakby wiedziała, i tak by się nie zatrzymała. W tej chwili całym jej życiem była ucieczka.
Działanie narkotyku mijało i dziewczyna słabła. Nawiedziło ją uczucie strachu i wątpliwości. Przecież za to mogła pójść na całe życie do więzienia. I niewątpliwie dowiedzą się, kto był mordercą. Nie są głupi. Będzie o tym głośno, jak nigdy. To tylko kwestia czasu, zanim Marion odpowie za zbrodnię.
Dziewczyna zatrzymała się przy jakimś budynku, zdawało się, że to była fabryka. Usiadła na trawie, plecami opierając się o ścianę. Cała rozmazana, ubrana w zniszczone ciuchy, które podarła sobie, biegnąc przez kolczaste krzewy.
Marion nie miała pojęcia, która jest godzina. Mogło być po drugiej w nocy. Na pewno nie wcześniej. Nie napadały ją wyrzuty sumienia, ona tylko ratowała swoje życie. Bardzo się bała. Chciała po prostu zniknąć. Znaleźć się gdzieś w Paryżu, albo Londynie. Jak najdalej od tego miejsca. Albo zasnąć. I obudzić się, jak będzie po wszystkim. Kto wie, może nie znajdą żadnych dowodów? Może umorzą śledztwo? Nie liczyła na to, ale wciąż miała nadzieję.
Sięgnęła do torebki i wyciągnęła te tajemnicze leki Caroline. Były tu trzy pojemniczki z kolorowymi pastylkami. Wysypała wszystko na dłoń i połknęła.
Po kilkunastu minutach poczuła cudowne uczucie spokoju. Jej umysł jakby wyrzucił z siebie wydarzenia dzisiejszego dnia, zastępując je całkowitą pustką. Ogarnęła ją upragniona senność. Dziewczyna zamknęła oczy i osunęła się na ziemię.
Następnego dnia obudziła się w szpitalu pod kroplówką.

Marion poczuła, że niewidzialne łańcuchy opadły i może wracać. Jednak nie pojawiła się znów na cmentarzu...


________________________
  Witam! Tego rozdziału jestem jeszcze bardziej niepewna, niż poprzedniego. Nigdy nie pisałam podobnego morderstwa. Poza tym, mój najdłuższy rozdział! Mam nadzieję, że nie był nudny ;] Podkład to najbardziej banalny utwór, jaki można było dodać, ale baardzo mi pasuje do tego rozdziału. Następny jakoś w poniedziałek, albo w niedzielę. I dziękuję wszystkim za opinie, to naprawdę dużo dla mnie znaczy ;]. Jakiś błąd? Śmiało piszcie.
Koniec sezonu TVD! Emocje? Tylko umarłam i zmartwychwstałam. 

4 komentarze:

  1. Widzę, że przeniosłaś się na blogspot ;) Rozdział skomentowałam już na onecie, ale wpadłam, żeby zobaczyć twojego nowego bloga.
    Fajnie wygląda, jedyna moja uwaga to to, że czcionka jest za ciemna i żeby ją przeczytać, muszę się bardzo przusunąć do monitora. Poza tym jest ok. [marmurowe-serce]
    I dzięki za komentarz u mnie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, z tą czcionką to nie umyślnie, bo ja sama mam ekran ustawiony na tryb nocny, bo lepiej mi się wszystko ogląda, ale patrząc na to, jak wygląda w trybie normalnym, to rzeczywiście, masz rację ^^ Dziekuję za komenatrz :)

      Usuń
    2. O, teraz już lepiej ^^. Bo wczesniej to prawie nic nie było widać na ekranie. Ale fajnie, że się przeniosłaś, nie będę musiała po pięćdziesiąt razy odświeżać żeby móc przeczytać i skomentować ;).
      A na twój komentarz pod moją notką odpowiedziałam jakby co ;).

      Usuń
  2. No cóż, od początku wiedziałam, że Marion to nie jest typowa, młoda dziewczyna. Ale żeby była zabójczynią? Ciekawych rzeczy się o niej dowiadujemy. Czyli co.. umorzyli śledztwo? Ale dlaczego 'przewodniczka" ją tam zabrała? I jak stamtąd powróci? Jestem zaintrygowana i jak najszybciej będę mogła to zabiorę się za kolejny rozdział :) Tymczasem pozdrawiam serdecznie :)
    {lostfeelings}

    OdpowiedzUsuń