Marion wpatrywała
się w krople deszczu, leniwie spływające po szybie samochodu. Z
radia dochodziły przyjemne dźwięki „Sweet Child O' Mine”. Na
jej twarzy błąkał się triumfujący uśmiech.
O wydarzeniach z
marcowej nocy Marion wiedziała tyle, iż po pierwsze, zabiła dwie
osoby, po drugie, w jakiś dziwny sposób udało jej się przeżyć,
i po trzecie – co było absurdalnym zaniedbaniem ze strony
małomiasteczkowej policji – zaniechano poszukiwania mordercy Matta
i Caroline z powodu braku wystarczających dowodów. Marion sądziła,
że po prostu nie chcieli robić szumu, ani okrywać złą sławą
Highfield.
Po przebudzeniu się
w szpitalu, dziewczyna postanowiła opracować plan. Uznała, iż
najlepszym wyjściem z tej sytuacji, jest zniknięcie z miasta,
dopóki cała sprawa nie przycichnie. Niestety po swoim wybryku
Alexander za żadne skarby nie wypuściłby jej choćby na próg.
Mimo całej swojej niechęci do siostry, nie potrafił patrzeć, jak
dzieje jej się krzywda. Rodziny się nie wybiera, o rodzinę się
dba. Bez względu na to jak jest popieprzona.
Wbrew pozorom dosyć
łatwo było zniknąć. Wystarczyło udawać wariatkę. Jak? No cóż,
było to dosyć zabawne. Marion musiała ze wszystkich sił
opanowywać śmiech, gdy spoglądały na nią przerażone oczy
pielęgniarek, lekarzy i innych pacjentów szpitala.
Pierwszej nocy
wstała, ściągając wenflon i odłączając kroplówkę, z gotowym
już planem działania. Wyciągnęła z szafki nocnej dwa markery, o
których przyniesienie poprosiła Alexandra. Uklęknęła na podłodze
i zaczęła kreślić wielki pentagram. Z zakrętką w zębach
malowała symbol, starając się zrobić to jak najbardziej
symetrycznie. Umieściła figurę w okręgu, naśladując to, co
podpatrzyła w jednym odcinku jakiegoś amerykańskiego serialu1.
Po skończonej pracy
podeszła do drzwi. Z braku innych pomysłów, zapisała na nich
fragment tekstu piosenki.
„Gwałcąc zawsze
śmiertelność
Pachnę śmiercią
Dymię nienawiścią
Będę żył
wiecznie
Zagubione dziecko
płaci śmiercią
Krwawiącym krzykiem
milczenia
W moich żyłach
Twoja wieczność”2
Spoglądając na
swoje dzieło, zapisane chaotycznie czerwonym markerem, zaśmiała
się pod nosem. Ci imbecyle kupią wszystko.
Dziewczyna wyjęła
z szafki czarny tusz. Otworzyła buteleczkę i chaotycznie rozlała
połowę na pościel, a połowę na siebie. Czarne smugi spływały
po jej włosach, rękach, a nawet kolanach. Dla lepszego efektu,
mokre dłonie przyłożyła parę razy do ściany, zostawiając na
nich odciski.
Wszystko było
gotowe.
Marion weszła na
środek okręgu, stąpając po pentagramie. Trzymając w dłoni pustą
buteleczkę po tuszu, szepnęła do siebie:
- No to zabawę czas
zacząć. - Po czym zamachnęła się i używając całej swojej
siły, cisnęła pojemnik w okno. Rozległ się potwornie głośny
trzask tłuczonego szkła.
Dziewczyna zaczęła
wydzierać się wniebogłosy, starając się, by jej głos brzmiał
zupełnie inaczej niż naturalnie.
Po jakiś
trzydziestu sekundach drzwi jej sali otworzyły się, a w progu
stanęła pielęgniarka. Spojrzała przerażonym wzrokiem na Marion,
po czym rozglądnęła się po pokoju, i zasłaniając usta dłonią,
wydała zduszony okrzyk. Marion wyciągnęła ręce ku górze i z
obłąkaną miną krzyczała:
- Ogniu piekielny,
pochłoń mnie! Szatanie, przyjmij mnie do swojego orszaku umarłych!
Zabierz mnie z tego nędznego padołu! - Tak naprawdę słowa te
wymyśliła jakieś piętnaście minut temu, ale uznała, że to
wystarczy, by nieźle wszystkich nastraszyć. Marion skierowała
swoje spojrzenie na pielęgniarkę i wycelowała w nią wskazujący
palec. - Ty! Zdrajczyni mojego pana! - Po tych słowach wydała z
siebie gardłowy odgłos, ponieważ nie mogąc pohamować śmiechu,
zamaskowała go czymś w rodzaju kaszlnięcia.
Pielęgniarka
wrzasnęła przeraźliwie i wybiegła z sali. Marion zasłoniła usta
dłonią i zaśmiała się najciszej jak mogła.
Kto by pomyślał,
że tak zaaranżowana akcja wystarczy, by posłać ją do ośrodka.
Oczywiście, by nie dopuścić do wysłania jej do jakiegoś
egzorcysty, w rozmowie z lekarzem stwierdziła, że widzi zmarłych
ludzi i chce złączyć się z nimi w bólu i cierpieniu, stąd tak
zwana „próba samobójcza”.
Teraz, będąc w
drodze do ośrodka i słuchając wysokiego śpiewu Axla, w myślach
triumfowała nad swoim zwycięstwem. Bawił ją zdenerwowany brat,
spoglądający co jakiś czas w jej stronę, myśląc, że za chwilę
wymaluje mu samochód i zacznie wzywać szatana. To było bajecznie
proste.
Ale skoro ona tak
zrobiła, to zapewne nie była pierwsza. Zastanawiało ją, ilu ludzi
przebywających w psychiatrykach, to tak naprawdę przebiegli
manipulatorzy. Czy to oznaczało, że każdy człowiek jest wariatem?
I gdzie kończy się granica między normalnością a szaleństwem?
Ośrodek nie
wyglądał tak źle. Korytarze pokryte były autorskimi malowidłami,
niektóre z nich były co najmniej przerażające, ale zdecydowana
większość to jakieś bezkształtne bazgroły. Salon był wielkim,
jasnym pomieszczeniem. Uwagę przykuwał spory telewizor plazmowy i
nowoczesna wieża stereofoniczna. Poza tym było tu mnóstwo stolików
i krzeseł. Kilka kanap i foteli, ze staromodnym obiciem.
Marion siedziała ze
znudzoną miną na krześle. Wokół niej siedzieli, usadowieni na
identycznych krzesłach, inni pacjenci. To była pierwsza terapia
grupowa dziewczyny. Terapeutka, Chloe Wright, młoda, czarnowłosa i
bardzo atrakcyjna kobieta, zajmowała czarny, skórzany fotel, a w
ręce trzymała kolorowy sznurek.
- Zdaje się, że
mamy dwie nowe osoby – stwierdziła, patrząc na Marion, po czym
zwróciła wzrok na jakiegoś chłopaczka, na oko piętnastolatka, o
wielkich, sarnich oczach. Wygięła wydatne usta w uśmiechu. - Może
się przedstawicie? - spytała retorycznie. - Ty zacznij. - Wskazała
na Marion.
- Marion. Marion
Straight – powiedziała, przeciągając samogłoski.
- Witamy cię,
Marion – rzekła terapeutka, po czym powiodła spojrzeniem po
pacjentach, rzucając im wyczekujące spojrzenie.
- Cześć Marion –
odpowiedzieli zgromadzeni, zgodnym chórkiem. Marion uniosła brwi.
Chloe skierowała wzrok u przestraszonemu nastolatkowi.
- Jack Connely –
rzucił szybko, po czym wbił spojrzenie w podłogę. Miał nieco
przydługie, ciemnobrązowe włosy, które opadały mu na twarz,
nieco ją przysłaniając. Jego głos był zachrypnięty i dosyć
wysoki.
- Cześć Jack –
odezwał się chórek.
- Dobrze. Na naszych
spotkaniach będziemy rozmawiać o swoich problemach i sposobach ich
rozwiązania. Każdy będzie mógł się wypowiedzieć, ale –
wystawiła wskazujący palec w ostrzegającym geście – tylko, gdy
macie w rękach sznurek – dokończyła, unosząc w górę kolorowy
przedmiot. - Dobrze. Kto zacznie? - W górę wystrzeliły prawie
wszystkie dłonie. - Proszę, Lily – rzekła, rzucając sznurkiem
do małej, brązowowłosej dziewczyny.
- No w-więc... Jak
tu p-przyjechałam to Chris p-powiedział, że jedzie na w-wymianę
do Angli i że n-nie będzie mógł pisać, a-ale nie m-ma go j-już
trzy miesiące, a-a powinien j-już chyba wrócić... - Wypowiedź
Lily przerwał pobłażliwy śmiech Marion.
- Zapomnij o nim,
dziewczyno! Powiedział ci tak, bo nie chciał mieć nic wspólnego z
wariatką – rzekła dobitnie Marion. - Już go nigdy nie zobaczysz
– dodała. Lily wbiła wzrok w ziemię, a w kręgu dało się
usłyszeć drwiące śmiechy.
- Marion, jakie były
zasady? - spytała cierpliwie terapeutka.
- Taa, przepraszam –
powiedziała lekceważącym tonem.
Marion posłusznie
udała się na pierwsze spotkanie z indywidualnym terapeutą.
Postanowiła jeszcze trochę poudawać wariatkę. Była to niezła
zabawa. A perspektywa codziennego oglądania kłócących się
szaleńców, była niebywale pasjonująca. To lepsze niż dobry film.
Weszła do gabinetu.
Był urządzony skromnie, ale ze smakiem. Atramentowe kotary
całkowicie blokowały promienie słoneczne. Znajdowało się tutaj
kilka półek z książkami, sofa w wiktoriańskim stylu, a na
ścianach, pokrytych ciemną boazerią, wisiały lampy, imitujące
pochodnie.
Przy mahoniowym
biurku siedział bardzo młody, przystojny mężczyzna. Marion
powiedziałaby, że jest co najwyżej dwa lata starszy od niej.
Ubrany w białą koszulę, rozpiętą przy szyi i jasne dżinsy
sprawiał wrażenie nastolatka, a nie wyspecjalizowanego
psychoterapeuty.
- Usiądź, Marion.
- Wskazał jej fotel, stojący po przeciwnej stronie biurka.
________________________
1SUPERNATURAL
BICZYS!2tłumaczenie Slayer - „Raining Blood”
Rozdział
zdecydowanie dziwny, inny niż wszystkie. W każdym razie nic się
tutaj nie dzieje, jedynie wyjaśniam, jak Marion trafiła do ośrodka.
Przenosiny na blogspot, co? No tak. Przynajmniej dopóki nie naprawią
onetu. [dopisek z marca 2013: HAHAHA NAPRAWILI ONET TAK BARDZO
^^]
Pozdrawiam!
Łaaaaa, ale trafiłaś w mój gust, wariatkowo <3 Haha, no faktycznie, musiała mieć niezły ubaw. Mnie najbardziej rozbawił moment, gdy zaczęła krzyczeć do pielęgniarki "zdrajczyni mojego pana", kapitalne.
OdpowiedzUsuńBrat Marion nieustannie przypomina mi Davida Fishera, nie mogę się oprzeć temu wrażeniu, no :D
Ach, Onet. Zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać i coraz częściej zastanawiam się nad przeprowadzce na inny portal, ale na Onecie najbardziej mi się podoba. No, podobało. Do czasu, bo to co się teraz dzieje to totalna katastrofa. Nie wiem, co dalej...
Nie wiedziałam, ze kogokolwiek to rozśmieszy, zazwyczaj mam problem z wymyśleniem czegoś, co wywołałoby chociaż cień uśmiechu ^^. No mnie tez podoba się na onecie, jestem tam tak długo i już się przyzwyczaiłam, ale nie mogę pozwolić by ta awaria zawiesiła akcję opowiadania. Chociaz blogspot jest dużo wygodniejszy dla takich leni, jak ja ^^ Pozdrawiam :)
UsuńMi się rozdział bardzo spodobał ^^. Często coś piszesz, mogłabyś mnie powiadamiać o nowych notkach?
OdpowiedzUsuńNaprawdę rozbawiła mnie ta scena z pielęgniarką i z tym oblewaniem się tuszem, a także póxniej, w wariatkowie.
W ogóle w fajnym klimacie utrzymana notka i bardzo mi się podobała, a nawet momentami trochę się uśmiałam ^^.
Dziękuję ^^ Chciałam żeby ta notka była taką odskocznią od tych wszystkich cmentarzy, ciemnych pomieszczeń i innych takich :). I już Cię wpisuję do powiadamianych :)
UsuńByła naprawdę udana moim zdaniem ;). Coraz bardziej zaczynam się wciągać w twoje opowiadanie xD.
UsuńUwielbiam to. Psychiatryk i Marion udająca satanistkę xD Lubię to ^^
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że również zaczynam się zastanawiać nad przeniesieniem się na inny portal, chociaż naprawdę przyzwyczaiłam się do onetu i polubiłam go.
Uch, wreszcie jestem, ale to i może dobrze, że wcześniej nie przeczytałam poprzedniego rozdziału, bo dzięki temu nie dość, że miałam więcej do czytania, to jeszcze onet mi tego nie utrudniał :) Muszę przyznać, że gdyby nie moje przywiązanie do onetu, już dawno zmieniłabym portal, a tak jeszcze się z nim pomęczę, licząc że błędy w r e s z c i e znikną.
OdpowiedzUsuńW każdym razie oba rozdziały bardzo przypadły mi do gustu i pozwoliły mi zdecydowanie znielubić Marion. Zabiła dwie osoby, później wymyśliła podstęp, żeby trafić do zakładu psychiatrycznego... Wiesz, uważam że żaden podstęp tak naprawdę nie był potrzebny, co najwyżej przyśpieszył kolei rzeczy, bo dziewczyna ma naprawdę nierówno pod sufitem. Ta pielęgniarka musiała być nieźle przerażona ^^
Jak tylko onet zacznie ze mną bardziej współpracować, zmienię adres w linkach :) A tymczasem niecierpliwie wyczekuję nowości.
Pozdrawiam!
Weszłam tu z jakiś linków i dopiero czytam pierwsze rozdziały, zaciekawiłaś mnie, Marion jest intrygująca postacią i fajnie przedstawioną. Będę tu zaglądać ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie- koniec-poczatku.blogspot.com
Byłoby mi miło gdybyś zajrzała ;>
Pozdrawiam ;)
Powiem tak: opowiadanie ciekawe, chociaż kolejna wampirza historia mnie nie cieszy :) We wszystkich rozdziałach znalazłam różnego rodzaju błędy, ale wierze, że dopiero się rozwijasz i wszystko przed tobą. Od razu Rzymu nie zbudowali, jak to mówią :) Cieszę się, że jesteś na blogspot i że odkryłaś uroki tegoż serweru. Będę tu wpadać częściej i w miarę czasu wolnego zostawiać coś po sobie. Dodaje również do linek. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że Marion trafiła do psychiatryka na własne życzenie. Chociaż i tak ma nierówno pod sufitem, więc wydaje mi się, że wcześniej czy później i tak zostałaby tam wysłana, czy by jej się to podobało, czy nie. W końcu wydaje mi się, że jej brat od zawsze musiał uważać ją za stukniętą.
OdpowiedzUsuńChociaż pielęgniarkę musiała nieźle nastraszyć. Tym bardziej, że kobieta niczego się nie spodziewała i pewnie prawie przyprawiła ją o zawał serca.
Pozdrawiam serdecznie :)
No no, ale z tej Marion manipulantka, zastanawiam się, czy ona jest na granicy normalności, czy może już serio powinna zostać w wariatkowie xD No ale nie powiem.. to na prawdę silna dziewczyna. Wytrzymać to wszystko.. w dodatku kiedy jesteś sam. Niemal wyobraziłam sobie minę tej pielęgniarki co znalazła "oszalałą" Marion :D Jej raczej nie było do śmiechu :D {lostfeelings}
OdpowiedzUsuń