Wampiry mają
skłonność do przywiązywania się. Nie chodzi o takie
przywiązanie, o jakim myślą ludzie. To coś o wiele głębszego.
To chęć bycia blisko drugiej osoby, gotowość poświęcenia dla
niej wszystkiego, bezgraniczna miłość, czysta i bezwarunkowa. To
nie chęć chwilowego romansu, jak to w zwyczaju mają ludzie, ale
chęć spędzenia z tą osobą wieczności. Strata tej osoby pogrąża
w głębokiej apatii, która u słabych powoduje nawet śmierć. W
większości przypadków jest to miłość wampira do wampira,
jednak, zdarza się, że jest to człowiek. Niestety, gdy zdecyduje
się na przemianę, niezwykła więź traci sens. Szkoda, że ta
świadomość nie powstrzymuje zdeterminowanych krwiopijców.
Oszczędziliby prawie dwa istnienia. Ludzkie, i swoje. Ale przecież
nie można pałać płomienną miłością, do kogoś, kogo się
stworzyło. To tak, jakby kochać siebie. Przez jakiś czas wydaje ci
się, że twoje odbicie jest doskonałe i mógłbyś patrzeć na nie
godzinami. Przychodzi jednak moment, gdy nie chcesz go widzieć. Gdy
twoją twarz pokrywają blizny tak szkaradne, że nie zakryjesz tego
żadnym makijażem. Gdy czarne linie przecinają wskroś twoją
duszę, a ty masz ochotę rozbić lustro na milion maleńkich
kawałeczków, wiesz, że nadszedł czas pożegnania, że nie ma
sensu stać w miejscu. To właśnie widzisz, patrząc na swoje
dzieci. Samego siebie. W końcu wasze drogi się rozchodzą, a jedyne
co po nich pozostaje, to mgliste wspomnienia i ukłucie żalu, gdzieś
na samym dnie serca. Jednak dzieci zawsze wracają do swych rodziców.
I w tym wampiry niczym nie różnią się od ludzi.
Gdy Marion Straight
weszła do gabinetu, Conrad zaczerpnął głośno powietrza i
zacisnął zęby. Ujrzał w niej swoje dziecko, Mary Luanne. Mgliście
widział zarys sylwetki kobiety, jeszcze za czasów człowieczeństwa.
Jego jedyną miłość. Pierwszą i ostatnią. W błękitnych oczach
błysnął szkarłat, jednak wampir dyskretnie otarł krwawą łzę,
zanim zdążyła spłynąć. Mary była chyba jego jedynym słabym
punktem. Myśli o niej zagrzebywał głęboko w bezdennej otchłani
swojego umysłu.
Jasne włosy,
okalające drobne ramiona, duże, niebieskie oczy, spoglądające na
niego bez cienia strachu, ale co najważniejsze, czysty umysł.
Przerażająco czysty umysł. Myśli zakopane pod gruzami
nieistotnych błahostek. Żadnej szczeliny, po prostu pusty,
nieskażony obraz. To było ciekawe. Każdy człowiek posiada coś
szczególnego. Czasem jest to rysa na sumieniu, czasem krwawa rana w
sercu, a czasem jest to po prostu zdolność do maskowania emocji.
Nikt nie robił tego specjalnie, do czasu przemiany. To wtedy ukryte
talenty wypływały na wierzch, a nowo narodzeni byli w ogromnym
szoku. Pomimo swoich umiejętności, Conrad widział w jej głowie
tylko przebłyski ośrodka, najświeższe wydarzenia. Tak jakby
urodziła się wczoraj.
Zupełnie jak
Mary...
Marion zajęła
posłusznie miejsce, spoglądając na Conrada krzywo. Miała
wątpliwości, czy dobrze trafiła. Ile mógł mieć ten cały
doktorek? Dwadzieścia lat?
Wampir odczytał
niezadane pytanie, które mignęło w jej głowie intensywnym
blaskiem.
- Nazywam się
Conrad Fern. Mam dwadzieścia dziewięć lat. Tak, dwadzieścia
dziewięć – dodał, widząc sceptyczne spojrzenie dziewczyny. -
Jak dobrze wiesz, jestem twoim osobistym terapeutą. Będziemy
spotykać się tutaj trzy razy w tygodniu. Mam nadzieję, że
wyniesiesz coś z naszych rozmów. - Marion z trudem opanowała
śmiech. Nie uszło to uwadze Conrada.
W tym momencie
straciła kontrolę. Wampir nie miał pojęcia, czy celowo ukrywa
myśli, czy nie ma pojęcia, co robi. Stawiał jednak na to drugie. W
końcu człowiek nie wie, że posiada taką umiejętność na
zawołanie. Tak czy inaczej, bariera w jej umyśle straciła ostrość.
Zaczęły z niej wypływać chaotyczne obrazy.
Marion rozlewająca
czarny tusz na szpitalne łóżko. Chwilowy triumf na jej twarzy, gdy
troje ludzi wynosiło ją z sali. Błysk w oku, gdy stąpała po
ośrodku. I jej oczy, bez cienia szaleństwa. Conrad doskonale
wiedział, jak wyglądają oczy osoby chorej. Dla wampira było to
dosyć logiczne. Tęczówki nie były tak intensywne, chociaż
zapewne zwykły człowiek nigdy nie zwróciłby na to uwagi.
Niewielkie detale, jak źrenice większe niż w normie. I niesamowita
pustka w oczach. Jakby cień zdrowego człowieka, uwięzionego w
klatce z wariatem. Tak, łatwo było zidentyfikować osobę chorą.
Między innymi dzięki tej umiejętności Conrad został terapeutą.
Ale w oczach Marion
nie było nic takiego. Widział w nich po prostu rządzę władzy i
egoizm. Pragnienie potęgi i zero skruchy. Zero wyrzutów sumienia.
Intrygę. To była przerażająca dziewczyna. Nie posiadała
niewinności człowieka. To była jedna z cech, którą traciło się
po przemianie. Jednak zdarzało już się, że przychodzący do
Conrada pacjenci byli pozbawieni tej cechy. I nigdy nie wróżyło to
nic dobrego.
Conrad wygiął usta
w uśmiechu, rozkładając przed sobą akta Marion. Jednym
spojrzeniem odczytał wszystkie nieistotne słowa nabazgrane przez
lekarza. Co za bzdury. Doskonale wiedział, jak zachowuje się
obłąkaniec o takich skłonnościach. I bynajmniej nie była to ta
dziewczyna. Przyjrzał jej się badawczo, odłożył dokumenty i
spokojnie zapytał:
- Nie jesteś
satanistką, prawda? - Marion splotła dłonie na piersiach, a na jej
twarzy pojawiło się rozbawienie.
- Panie, Fern... Nie
wiem. Może jestem, a może nie. To zależy, czy duchy... - Tym razem
to Conrad się zaśmiał i uciszył dziewczynę podniesieniem ręki.
Przyciągnął do siebie dokumenty i spojrzał jeszcze raz.
- „Widzę
zmarłych, oni... oni mnie nakłaniają do... do dziwnych rzeczy”,
niesamowicie nieprzekonujące słowa, nie sądzisz? - odczytał
fragment, w którym Marion opisywała swoje „objawy” - Powiedzmy
sobie to szczerze. Nic nie widzisz. Nikt cię do niczego nie
nakłania. Jesteś niezłą aktorką, panno Straight. Ale na tym
polega moja praca. Nie myśl, że jesteś pierwsza – rzekł. Twarz
dziewczyny zmieniła wyraz na zmieszanie. Zacisnęła usta i
zmierzyła wampira badawczym spojrzeniem.
- Więc co? Odeślesz
mnie z powrotem do domu? Naskarżysz mojemu bratu? Proszę bardzo,
droga wolna, doktorku – rzuciła opryskliwie, rozkładając ręce w
zapraszającym geście. Conrad zignorował bezczelny ton nastolatki.
- Nawet nie masz
pojęcia, jak rozpaczliwie potrzebujesz pomocy – powiedział,
kręcąc głową. - Może zacznijmy od twoich relacji z bratem?
Marion zrobiła
zdezorientowaną minę. Właśnie ją zdemaskował, więc po co w
ogóle jeszcze ją tu trzyma?
- E... A może pan
opowie mi coś o sobie? Nie będę się zwierzać nieznajomemu. -
Conrad uniósł brwi.
- Proszę,
odpowiedz. Jak wyglądały twoje relacje z Alexandrem? - ciągnął,
udając, że nie słyszy pytania dziewczyny.
- No, a jak miały
wyglądać? Chyba były normalne – stwierdziła wymijająco Marion.
- Czy kiedykolwiek
zachowywał się agresywnie wobec ciebie?
- A jakie to ma
znaczenie? Nie, wobec mnie nie. Po prostu wkurwia mn... przepraszam.
Denerwuje mnie to, że ciągle wpieprza się w moje życie
- Widzisz, Marion,
ludzie czasami chcą komuś pomóc, nie oczekując nic w zamian.
Niektórzy nie wierzą, że da się zrobić coś dobrego
bezinteresownie, więc myślą zupełnie na odwrót. Uważają, że
ktoś chce ich szkody, ponieważ nie wierzą w dobroć ludzką.
Pomyślałaś kiedyś, że Alexander chce ci po prostu pomóc? -
zapytał wampir, splatając dłonie na biurku. Mimo że nie był
człowiekiem, wiedział jak działają mechanizmy ludzkie. To da się
wyczuć. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że dla wampira są otwartą
księgą, która aż prosi się o przeczytanie.
Marion zmarszczyła
czoło.
- Pomóc? Niby w
czym? Potrafię sobie radzić – oznajmiła twardo dziewczyna.
Conrad rozejrzał się po gabinecie i rzekł:
- Wybacz, ale twoje
obecne położenie mówi coś innego, ujmując delikatnie – rzekł
wampir, starając się, by Marion nie odebrała jego słów
ofensywnie. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Zapewniam pana, że
jestem normalna.
- A może... –
Pochylił się nieco do przodu i rzekł cicho – „Nie ma w ogóle
normalnych ludzi, ci normalni to wariaci, którzy bardzo dobrze udają
normalnych. A wariatami ludzie nazywają tych, którzy nie umieją
udawać, albo nie mają siły udawać, a także tych, którym nie
zależy, żeby coś udawać.”¹ – Marion zmierzyła go
przerażonym i bezradnym wzrokiem i wzruszyła ramionami. - „Panna
Nikt”. Przyjaciel z Polski przysłał mi kiedyś egzemplarz –
wyjaśnił wampir, spoglądając kątem oka na regał z książkami.
Dziewczyna pokręciła głową, udając zrozumienie.
- Zawsze mówi pan
cytatami?
- Czasami nie mogę
się powstrzymać.
Po godzinie
spędzonej w towarzystwie Marion, Conrad miał mętlik w głowie.
Pytał o przyziemne rzeczy, jak szkoła, rodzina, przyjaciele. W
zasadzie nie było nic niezwykłego w życiu tej dziewczyny. W takim
razie musiał się dowiedzieć, co ją skłoniło do tak
desperackiego czynu. Ludzie zazwyczaj trzymają się z dala od
psychiatryków.
Oczywiście, że nie
wyrzucą dziewczyny z ośrodka, to niemożliwe. Po tym co zrobiła,
bez znaczenia, czy było to działanie celowe, czy nie, mogła się
jedynie modlić o zwolnienie po półrocznym leczeniu.
Jednak Conrad nawet
nie miał zamiaru na nią donosić. Był zafascynowany. Chciał
poznać tę dziewczynę. Zapałał taką rządzą wiedzy, jakiej nie
czuł już dawno. Chciał wiedzieć o niej wszystko. Musiał
dowiedzieć się wszystkiego.
Już miał brać do
ręki telefon komórkowy, kiedy coś mu zaświtało. Z ręką w
powietrzu siedział jakieś pół minuty, próbując wydobyć mgliste
wspomnienie.
Jej uśmiech. Wampir
dałby sobie głowę uciąć, że widział już gdzieś ten wyraz
twarzy. Na pewno już go widział.
Wychodząc z
gabinetu, Marion o mało co nie dostała zawału. Wstrzymała oddech.
Dokładnie przed jej nosem znajdowały się ogromne, jasnobrązowe
oczy. Przytrzymała się ściany, by nie upaść.
- Masz jakiś
problem? - spytała pretensjonalnie nastoletniego Jacka Connely.
Chłopiec stał niewzruszony, ale nie patrzył na dziewczynę. Jego
oczy zdawały się jej nie zauważać. Wyglądał niczym w jakimś
transie. Wlepiał spojrzenie w drzwi gabinetu Conrada Ferna, jakby
Marion była przezroczysta. Miał sińce pod oczami i wyglądał
bardzo mizernie.
Marion wzruszyła
ramionami i otworzyła drzwi.
- Wygląda na to, że
ma pan gościa – stwierdziła lekko popychając Jacka do środka.
Na twarzy Conrada zastygł wyraz przerażenia. Z niezwykłą
prędkością znalazł się przy drzwiach i zatrzasnął je tuż
przed nosem dziewczyny.
________________________
¹Tomek
Tryzna - „Panna Nikt”
Absolutnie nie
jestem zadowolona z tego rozdziału. Jest nudny jak flaki z olejem.
Ale być musi. Kurde, ja chyba nie umiem pisać dialogów, jak je
czytam to czuję samo drewno. Ale no cóż...
Po dodaniu tego
rozdziału natychmiast zabieram się za pisanie komentarzy i
doczytywanie rozdziałów.
No i muszę się
pochwalić, ze pierwszy raz jestem jakieś 5 rozdziałów do przodu i
myślę, że następne będą dużo dłuższe niż obecnie :)
[oczywiście, z zachowaniem umiaru]
Aha! I:
1. Marion NIE JEST
spokrewniona z Mary Luanne.
2. Zdaję sobie
sprawę, ze jesteśmy w głowie Marion, a w tym rozdziale dużo było
przemyśleń Conrada, ale to zabieg celowy. Pijąc jego krew, na
moment „złączyły” się ich dusze, co pozwala jej mieć wgląd
do pewnej części jego umysłu. (Później będzie to wyjaśnione,
jednak wolę to powiedzieć teraz, żeby ktoś nie odniósł
wrażenia, że plącze się we własnym opowiadaniu :))
Pozdrawiam!
AAAA! Dzisiaj
koniec sezonu! I co ja zrobię ze swoim życiem? : /
Haha, też zastanawiam się, co zrobię ze swoim życiem jak House się skończy... Ach, nic nie trwa wiecznie, a nawet z taką świadomością przeżywa się podobne zawody, które 'bolą' tak samo. Przykre, kurna. [ostatnio dużo się nad tym zastanawiałam, więc tak jakoś wyszło...]
OdpowiedzUsuńHehe, fakt, rozdział spokojniejszy, zdecydowanie, ale też w jakimś stopniu ciekawy. Może wiele wnieść do przyszłych wydarzeń. Chciałabym, żeby wytworzyła się między nimi jakaś głębsza więź, bo to mogłoby okazać się bardzo interesujące. Conrad to taka fajna, spokojna postać. Zupełne przeciwieństwo Marion. A przeciwieństwa się przyciągają, haha ;p
Czekam na następny (tak w ogóle to dodajesz rozdziały w ekspresowym tempie, podziwiam haha :D)
Oj tam, ekspresowe tempo :], po prostu jak mam skończony, sprawdzony rozdział to nie chce mi sie z nim czekać :P.
UsuńMiędzy Marion i Conradem jakas więź na pewno będzie, w związku z tym, że jak już ujawniłam w pierwszych rozdziałach, pił jej krew.
Pozdrawiam :>
A mi się ten rozdział podobał. Był spokojny, taki bardziej opisowy, ale potrzebne jest coś takiego w opowiadaniu, aby wyjaśniać pewne rzeczy i tak dalej. W każdym razie twoje dialogi na pewno nie są drewniane! Jesli ty tak mówisz o swoich, to co ja mam o swoich powiedzieć? Moje to dopiero drewniane xDD.
OdpowiedzUsuńMasz pięć rozdziałów naprzód? Hehe, sporo ;). Widzę, że nie tylko ja piszę do przodu (na ten moment mam ok. 17 do przodu). W każdym razie widzę że często coś publikujesz, tylko pozazdrościć weny ^^.
Co do samego rozdziału, spodobała mi się postać Conrada. Wydaje się być taki... poukładany. Spokojny. Rozumiem, że teraz wyjaśniasz przeszłość bohaterów, jeszcze sprzed przemiany?
W każdym razie fajnie i ciekawie to wyszło, no i to, jak szybko udało mu się przejrzeć Marion, długo sobie nie poudawała.
I jak zwykle spodobały mi się opisy ;).
[marmurowe-serce] [laurie-riley]
XD To ja się tu chwalę pięcioma, a Ty wyskakujesz mi z SIEDEMNASTOMA?! Wow XD A przejrzeć takiego człowieka jest baardzo łatwo, to się po prostu czuje, a już na pewno, jeśli jest się wampirem. Teraz Marion zdaje się być w pewnego rodzaju transie po dokonaniu przemiany, obudzi się już jako wampir, ale dopiero, gdy zobaczy wszystkie wspomnienia, które mam w planach :P. A zapewniam, ze jeszcze sporo tego będzie. Pozdrawiam :>
UsuńAno, mam 17 ;). + dwie wstawki, ale niedokończone, jakoś nie mam na nie weny ^^.
UsuńAle mi się podobają te wspomnienia, więc pisz, ile chcesz ^^. bez wątpienia są bardzo ciekawe i wiele wyjaśniają, a więc jestem ciekawa ciągu dalszego.
Tylko pozazdrościć weny, hehe ;).
I znowu soundtrack z "Mr. Nobody" <3 Mój ulubiony film. Powinnaś być z niego zadowolona! Bardzo mi się podobał. A Twoje dialogi wcale nie są drewniane!
OdpowiedzUsuńConrad to taka spokojna postać. I za to go lubię :D
Czekam na następny rozdział!!!
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)
W pewnym sensie musi być spokojny, ma przed sobą nadpobudliwą nastolatkę, nie powinien dawać jej złego przykładu :D Co nie zmienia faktu, że tak, jest on spokojną postacią :) Mr. Nobody to też jeden z moich ulubionych filmów, muzyka z niego jest taka kojąca, balsam dla uszu ;D
UsuńConrad faktycznie świetnie sprawdza się w roli terapeuty - od razu przejrzał, że Marion to oszustka, niemniej dostrzega jej problemy i chce pomóc, pewnie poniekąd dlatego, że przypomina mu dawną, hm, miłość, jeśli tak mogę określić Mary Luanne. Swoją drogą to ciekawe, dlaczego kobiety tak siebie przypominają? :>
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że przedstawiłaś sytuację bardziej z perspektywy Conrada, gdyż nie ukrywając to on fascynuje mnie bardziej od głównej bohaterki, a dzięki tej notce mogłam go nieco poznać.
Poza tym zazdroszczę zapasu, ja jak na razie jestem niestety na bieżąco z rozdziałam u siebie, a takie zabezpieczenie z pewnością by się przydało.
Pozdrawiam!
Nie zaprzeczam, Conrada lubię bardziej :P Jeśli Cię on interesuje, to wiedz, że szykuję dla niego obszerną historie, która zajmie mi prawdopodobnie całą księgę. Poza tym ten zapas wynika z tego, że jak już siadam na dupie i zabieram się za pisanie, pisze od razu około trzydziestu stron worda. Potem znów na tydzień daję sobie spokój, poprawiam to, co już napisałam i zabieram sie za nowe. I tak jakoś wchodzi :P
UsuńPozdrawiam :>
Lubię ten rozdział. Lubię to, że mogę choć w małej części poznać Conrada, a Marion lubię trochę mniej. Lubię zdolności psychoterapeuty i lubię cały rozdział. Bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńMożna było się spodziewać, że przed wampirem nic się nie ukryje ;) Marion przeżyła niemały szok, gdy tak od razu ją przejrzał, tym bardziej, że do tej pory udało jej się wszystkich zwieść.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Conrada, takiego spokojnego, opanowanego i rzeczowego. Szkoda, że częściej nie spotyka się takich ludzi. I fajnie, że niektóre fragmenty zostały napisane z jego perspektywy, bo można było lepiej się mu przyjrzeć.
Przy okazji zapraszam także na nowy rozdział do siebie.
Pozdrawiam serdecznie :)