Sen nie nadchodził.
W głowie formowały się przerażające myśli, które nie dawały
Marion zmrużyć oka. Mogła być trzecia nad ranem, ale nie była
tego pewna. Skomplikowana aparatura medyczna wydawała denerwujące
dźwięki, co chwila pikając, to głośniej, to ciszej.
Pot wstąpił na jej
czoło. Było strasznie gorąco, pierzyna zaciągnięta została pod
brodę. Gorączka nie przechodziła. Przeciwnie – dziewczyna czuła
się jeszcze gorzej, i jeszcze bardziej beznadziejnie.
Niesamowicie dziwnym
wydawał jej się fakt, że nie odczuwała strachu. Jakby cały
wczorajszy dzień był tylko czyimś wspomnieniem. Pamiętała to
okropne uczucie paniki i bezradności. Pamiętała do pewnego
momentu. Obudziła się w łóżku, z czystym, względnie trzeźwym
umysłem, może nieco przyćmionym, ale niewątpliwie zdolnym do
działania.
Nie wiedziała, co
było tego przyczyną. Mimo to, jednak nie lekceważyła całego
zdarzenia. O nie, kto jak kto, ale ona wariatką nie była. Miała
wszystko pod kontrolą, przecież była tu na własne życzenie.
Wszystko zdarzyło się naprawdę.
I wszystko
niespodziewanie odeszło z błękitu w czerń¹.
To, co było jasne,
stało się niezrozumiałe. Zaprzepaszczono wszystko w co wierzyła.
Świat wydawał się teraz wielką czarną dziurą. Może i tak było.
Może żyjemy zaledwie w przedsmaku. Może by sięgnąć głębiej
trzeba... upaść.
A co, jeżeli ludzi
nazywano „wariatami”, bo po prostu widzieli więcej od
„normalnych”? Może w ogóle nie istnieją żadne choroby
psychiczne. Może to po prostu zmiana pola widzenia. Coś podobnego
do widzenia w ciemności.
Kot widział w
ciemności, ale człowiek nie. I było to dla niego frustrujące. Ale
w gruncie rzeczy kot był tylko zwierzęciem o większych
możliwościach. I było to dla ludzi dosyć zrozumiane. Kot widział
w nocy, bo Bóg tak chciał. A jeśli nie Bóg, to ewolucja. Tak było
i już.
Załóżmy, że
jeden człowiek widziałby w ciemnościach. I co w tym złego? A to,
że inni byliby zazdrości. I to, że człowiek tego nie potrafił.
Bóg nie obdarzył go tą umiejętnością. Ewolucja nie sprawiła,
iż ludzkie oczy zyskały tę cechę.
W tej sytuacji
szaleni naukowcy, przekonani o własnej nieomylności, zapragnęliby
tego, ale nie mogąc tego dostać, okrzyknęliby to kolejną mutacją
spowodowaną przez szkodliwe promieniowanie, czy inne bzdury.
Zapewne człowiek
ten wylądowałby w domu wariatów. Bo bycie wyjątkowym w
dzisiejszym świecie równa się bycie chorym psychicznie. Nocne
obrazy napawałyby go przerażeniem. Widziałby rzeczy, których
zwykli ludzie dostrzec nie mogli. I to by go zniszczyło.
Przekonanie, że był
inny.
Nie wyjątkowy.
Po prostu dziwny.
Szalony. Chory.
Czy to właśnie
sprawiało, że zdrowi ludzie z dnia na dzień stawali się
„nienormalni”? Z powodu swojej niepowtarzalności? I świadomości
istnienia rzeczy, w które nikt by im nie uwierzył? Może oni tylko
czekali, by ktoś ich wysłuchał.
Niemniej teraz sama
była bliżej krawędzi. Czuła, że wystarczy lekki podmuch,
by całkowicie odpłynąć. By zanurzyć się w tajemnice, o których
filozofowie bali się śnić. By dołączyć do w y j ą t k o w y c
h. Do tych, którzy wiedzieli.
Nie miała pojęcia,
czy zasnęła, czy po prostu trwała w bezruchu do świtu. Jednak
skłaniała się do tego pierwszego, ponieważ rankiem poczuła na
swych nogach jakiś niezidentyfikowany ciężar, który wymusił na
niej pobudkę.
Uchyliła lekko
powieki i dostrzegła czarnego psa. Nie mogła wydobyć głosu z
gardła. Ścisnęło ją okropne uczucie przerażenia, paraliżujące
całe jej ciało, uniemożliwiające wezwanie pomocy.
Jednak tym razem
było zupełnie inaczej. Zwierzę wydało jej się nierealne. Tamten
wilczur był namacalny, słyszała jego chrapliwe warczenie, niemalże
czuła ukłucie jego kłów, z dziwną delikatnością przebijających
jej skórę, choć nic takiego bez wątpienia się nie wydarzyła.
Tamten pies żył. Był jedną z najprawdziwszych rzeczy, jakie
kiedykolwiek widziała. Ten tutaj wydawał się tylko marną
podróbką.
Różnił się,
niewątpliwie był mniejszy, nie miał łańcucha i gdyby jej nie
przerażał, zapewne uznałaby go za zwykłego wilczura.
Wtem stało się coś
niesamowitego. Kontury psa jakby rozświetliły pomieszczenie,
pozostawiając po sobie żółtawą łunę. Kształt zwierzęcia z
sekundy na sekundę bladł, tracił barwy, aż w końcu rozpłynął
się w powietrzu.
Marion siedziała na
łóżku z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami jakieś dziesięć
minut, zanim dotarło do niej to, co zobaczyła. Potem napadło ją
tylko głębokie uniesienie i triumf.
Dziewczyna wygięła
usta w uśmiechu. To proste. Po prostu klimat tego miejsca działał
na nią niczym stare, dobre LSD. Chyba nawet gdzieś o tym czytała.
Niektórzy byli
podatni na takie doznania. Widać, ona również, choć nigdy by tego
nie podejrzewała. Jakie to typowe. Z kim przystajesz, tym się
stajesz. Przecież to oczywiste, ze nie mogła wyjść stąd bez
uszczerbku na umyśle. Samo otoczenie psycholi sprawiało, ze czuła
się nieswojo. Wystarczy tylko dodać psychodeliczny wystrój, brak
towarzystwa i oto, co wychodziło. Jakieś dziwne halucynacje. A
wszystko zniknęło, gdy tylko uświadomiła sobie, co się działo.
To wytłumaczenie
napawało ją optymizmem i wyjątkowo szybko przekonała się do
bezkresnej wiary w swoje słowa. A każda myśl, która nawiedziła
ją tej bezsennej nocy, wydała się bełkotem szaleńca.
Wypuszczono ją w
południe. Zapisano nowe, kolorowe pigułki. Nie mogli powiedzieć
jej o podejrzeniach, jakie mieli w związku z opinią Conrada,
ponieważ nie mieli stuprocentowej pewności. Chociaż było to
zaledwie formalnością. Oficjalny papierek i powiadomienie opiekuna.
Gdy z ust Conrada
padło słowo „schizofrenia”, dziewczyna poczuła tylko drgania
przechodzące od stóp do głów i niedowierzanie.
Co za idiotyzm.
Naprawdę zawiodła się na swoim terapeucie. Uważała go za
jedynego zdrowego na umyśle w tym chorym miejscu. Chyba się myliła.
Schizofrenia? Teraz samo to słowo wywoływało u niej pobłażliwy
uśmieszek.
Powiedziano jej, że
czeka ją kilka „specjalnych” sesji z Conradem. Pierwsza czekała
ją już po obiedzie. Mimo wszystko była bardzo ciekawa na czym
polegać będą te spotkania. Chociaż wiedziała, iż to całkowita
strata czasu, zależało jej, by wybić im z głowy tą teorię ze
schizofrenią. Jeszcze przetrzymaliby ją dłużej niż umowne trzy
miesiące, a tego na pewno by nie chciała.
Stołówka była
miejscem wyjątkowo przygnębiającym i obskurnym. Ściany pokryte
brązową, zarysowaną boazerią, podłoga wyłożona wytartym
linoleum. Odrapane, sklecone byle jak z lipowego drewna, stoliki,
pokryte zostały ceratami, wyjątkowo brudnymi, przypalonymi tu i
ówdzie. Kraciasta tekstura miała chyba za zadanie odwracać uwagę
od okropnego stanu nakrycia, jednak nieskutecznie. Krzesła były
wyjątkowo niewygodne, uginające się pod ciężarem osób o
większych gabarytach, i skrzypiące niemiłosiernie za każdym
razem, gdy ktoś na nich usiadł. Przy każdym stole przystawiono
cztery krzesełka, jednak pacjenci często po prostu dosiadali się
do miejsca, w którym aktualnie najwięcej się działo.
A działo się
wiele.
Jak nie dziecinne
„bitwy na jedzenie”, to jakiś świr wbił widelec w dłoń
swojego kolegi, a kiedyś nawet jedna osoba wylądowała w skrzydle
szpitalnym, po tym, jak ktoś potłukł jej talerz na głowie.
Często jednak po
prostu rozprawiali o swoich „przygodach” (większość z nich
Marion znała z książek o Harrym Potterze, ale nie miała ochoty
uświadamiać tych świrów), rozprawiali o polityce, co ogromnie
śmieszyło dziewczynę. Niektórzy snuli plany na przyszłość,
które wydawały jej się tak nierealne, że aż komiczne.
Jednakże ona zawsze
siedziała sama. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Patrzyli na nią z
ukosa, a ona posyłała im spojrzenie pełne niechęci. Przynajmniej
nie musiała być skazana na ich towarzystwo.
Jedzenie było
wprost obrzydliwe. Grzebała widelcem w talerzu spaghetti, niechętnie
spoglądając na niedogotowany makaron i niemalże surowe mięso.
Zbierało jej się na wymioty. Ze wstrętem odsunęła od siebie
talerz i splotła ręce na piersiach.
Nagle świry
siedzące przy stoliku na wejściu, zaczęły wygwizdywać, a w
powietrzu przefrunęło nieco makaronu i wpół zjedzone kromki
chleba. Marion zaczęła wzrokiem szukać źródła tego zamieszania.
Zobaczyła, że do
stołówki wszedł nie kto inny, a Jack Connely. Jak zwykle,
wymizerniały, z przydługimi włosami i bardzo wydatnymi kośćmi
policzkowymi. Ubrany był w dżinsy, za duże na niego o kilka
rozmiarów, ściągnięte paskiem, co dawało naprawdę komiczny
efekt. Brązowa koszulka na szerokich ramiączkach zwisała na nim,
niczym na szkielecie. Przeraziła się, gdy ujrzała okropnie
odstające obojczyki i wychudzone kości klatki piersiowej.
Gdy skibka chleba
uderzyła w tył jego głowy, odwrócił się i pokazał świrom
środkowy palec. Marion nie wiedziała czemu, ale wydało jej się to
bardzo zabawne.
Nie wiedziała,
dlaczego psychole tak nie lubili tego chłopca i mogłaby nawet go
obronić, gdyby nie to, że kompletnie jej to zwisało. Przynajmniej
wypuścili go z izolatki i wreszcie będzie mogła z nim porozmawiać.
Jednak teraz
zmuszona była opuścić stołówkę i udać się do gabinetu
Conrada.
Pomieszczenie, jak
zwykle, oświetlone przez kilka lamp, choć było dopiero popołudnie,
wydawało się emanować dziwnym blaskiem, jakby gabinet znajdował
się w innym wymiarze. Ciężkie, ciemne kotary szczelnie zakrywały
każdą szczelinę, przez z którą mogłoby dostać się słońce,
jednak mimo to, biurko Conrada stało za zdobnym parawanem,
oświetlone lampką nocną.
On wyglądał
jeszcze bardziej olśniewająco, niż zwykle. Zazwyczaj ubrany we
wręcz młodzieżowe zestawienia ubrań, dzisiaj miał na sobie
elegancki garnitur. Tkanina błyszczała, oświetlana przez lampy. A
każde zagięcie na materiale wydawało się dziewczynie zrobione
celowo. Poza tym jego twarz wprost promieniowała. Biała niczym
marmur, była z pewnością pierwszą rzeczą, jaką człowiek
zauważyłby w pokoju. Conrad zdawał się być świadomym aury, jaką
roztaczał.
Marion zajęła
swoje stałe miejsce i popatrzyła na niego wyczekująco. Podpierał
ręce na sporej stercie papierów. Oczy wlepiał prosto w jej
tęczówki, okropnie ją dekoncentrując.
Nie odzywał się
ani słowem. Marion założyła nogę na nogę i zaczęła nucić pod
nosem: Sweet Child O' Mine”. Conrad nie ruszał się z miejsca.
Krępująca cisza zdawała się być namacalna. Marion niemalże
czuła, jak spojrzenie Ferna parzy jej skórę.
Po jakiś dziesięciu
minutach, Marion nadal siedziała na swoim miejscu, a Conrad nadal
wpatrywał się w nią intensywnie. Wzniosła oczy ku niebu.
- Masz zamiar
zacząć? - spytała ze zniecierpliwieniem i rozdrażnieniem. Wampir
zrobił triumfalną minę i odrzekł:
- Bardzo dobrze.
- Co bardzo dobrze?
- Możemy zaczynać.
- Widząc zdumione spojrzenie dziewczyny dodał: - To był dobry
start.
Uznała, że po
prostu nie ma siły dociekać, o co mu chodziło.
Conrad poklepał
dłonią stertę papierów, leżącą na biurku.
- Widzisz to? To
pewna bardzo ciekawa historia. Pisana przez chłopca mniej więcej w
twoim wieku.
Przysunął kartki
do niej i spojrzał wyczekująco.
- I co... Ja mam to
przeczytać? - spytała z rozbawieniem.
- Cóż, właściwie,
byłbym bardzo zadowolony gdybyś to zrobiła. Obiecuję ci, ze nie
pożałujesz – rzekł pewnie. Wyjął z szuflady spinacz i połączył
ze sobą papiery.
- Dobra. W porządku
– powiedziała niechętnie. Jeżeli opierałaby się wszystkiemu, o
co ją proszono, nie wypuściliby jej wcześniej. Miała nadzieję,
że Conrad to doceni.
Wampir uśmiechnął
się serdecznie. Mężczyzna sięgnął po jakiś rysunek, którego
dziewczyna wcześniej nie zauważyła. Conrad podniósł ją na
wysokość oczu i rzekł:
- Teraz skup się i
powiedz, co tutaj widzisz.
A co widziała?
Ten obraz był
naprawdę niesamowity. Czerwone tło wyglądało niczym gęsta lawa,
miejscami przechodząc w ognisty pomarańcz. Malunek, Marion śmiała
twierdzić, że wykonany za pomocą farb akrylowych, przedstawiał
samotną wieżę, stojącą na skrawku lądu. Nie była to latarnia,
z całą pewnością. Dziewczyna nie mogła się nadziwić dbałością
o szczegóły. Gdy przyjrzała się bliżej, zauważyła, że budowla
opleciona jest złota liną, zawiązaną na supeł. Mogła zobaczyć
pojedyncze włókna sznura, chociaż kartka była zdecydowanie zbyt
mała, by możliwe stało się odnotowanie takich szczegółów.
Ponadto baszta wydawała się jakby topić w ognistym tle. Jakby
ją... pożerało, wchłaniało, przepływało przez nią. Dawało to
niesamowity, ale również odrobinę niepokojący efekt.
Marion nie miała
pojęcia, co innego można było ujrzeć na obrazku. Definitywnie
namalowana została wieża. W dodatku do niczego niepodobna. Ot,
średniowieczna baszta. Gdyby nie kunsztowny charakter (Marion była
niemalże pewna, że to jakieś dzieło sztuki, a nie zwykły
obrazek), byłby to kolejny, pseudo melancholijny bohomaz, mający w
założeniu skłaniać do refleksji i wprowadzać nostalgiczny
nastrój.
- Widzę... wieżę,
chyba ze średniowiecza. Jest na niej lina, złota i zakończona
supłem. I wieża stoi na takiej jakby wysepce. No i tło jest
czerwone, jak ogień – opisała, najbardziej szczegółowo, jak
potrafiła. Conrad pokiwał głową, ale Marion nie potrafiła
powiedzieć, czy z uznaniem, czy z dezaprobatą.
- A kolor? Jaki
kolor ma ta wieża? - Dziewczyna przyjrzała się. Dziwne. Jeszcze
przed chwilą przysięgłaby, że był brązowy. A teraz basztę
pokrywała smolista czerń.
- Czarna.
Conrad wyjął gruby
zeszyt i bez słowa, zaczął kreślić małe, zgrabne litery. Marion
z ciekawością przypatrywała się, jak długopis w zawrotnym tempie
przesuwa się od prawej do lewej, zapełniając kartki drukiem.
Nagle bardzo
wyraźnie usłyszała pierwsze dźwięki „Sweet Child O' Mine”.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu źródła. Jednak w
gabinecie jedynym sprzętem elektronicznym był laptop Conrada.
Dziewczyna nie sądziła, ze to z niego wydobywa się muzyka. Ale
wyraźnie słychać było hit Guns N' Roses, gdzieś w tym
pomieszczeniu.
- Lubisz Guns N'
Roses? - spytała nagle Conrada. Mężczyzna, nie przestając pisać,
odpowiedział:
- Wolę brytyjski
hard rock, niemniej, owszem, lubię. Dlaczego pytasz?
Marion rozejrzała
się po pokoju, zdezorientowana. Zmarszczyła czoło i rzekła:
- Może dlatego, że
puściłeś ich piosenkę.
Końcówka długopisu
zawisła jakieś trzy centymetry nad kartką. Conrad podniósł wzrok
i zmierzył dziewczynę zdziwionym spojrzeniem. Jego czuły słuch
potrafił wychwycić dźwięki, których źródło znajdowało się
nawet pół kilometra od niego. Jednak nie słyszał żadnej
piosenki.
- Słyszysz muzykę?
- No taak? - Uniosła
ręce ku górze. - Może dlatego, że zaraz rozsadzi mi uszy?
- Fascynujące –
rzekł Conrad, na co Marion uniosła brwi i wzruszyła ramionami.
Wampir zaczął
ponownie bazgrać w notesie, z jeszcze większą zawziętością.
Marion podejrzewała, ze zapełnił już z cztery kartki. Po kilku
minutach postawił ostatnią kropkę, odłożył długopis i spojrzał
na dziewczynę.
- Dziękuję. To
wszystko.
- Juuuż? - spytała
zdumiona Marion. Ich spotkania trwały zazwyczaj godzinę, czasami
nawet dłużej. Zdziwiła ją dzisiejsza lakoniczność Conrada.
Przecież zawsze zaszczycał ją długimi wywodami, przytaczał jej
dzieła literackie, sprawiał, że się nie nudziła, że słuchała
go z najwyższym skupieniem, że była niezmiernie ciekawa, jakie
nowe wiadomości przyniesie kolejne zdanie. A dzisiaj? Praktycznie
zamienili ze sobą kilka słów. Nie podobała jej się ta
„specjalna” terapia.
- Tak. Wystarczy na
dzisiaj. Widzimy się jutro o tej samej porze.
________________________
¹„Z
błękitu w czerń” - jest to tłumaczenie fragmentu piosenki Neila
Younga „Hey, Hey, My, My”. Oryginał brzmi: […] out
of the blue and into the black. Mamy dostęp do tłumaczenia [chyba
najbardziej powszechnego] na tekstowo.pl, które brzmi: „z błękitu
w ciemność”, co według mnie nie ma charakterystycznego
wydźwięku, jak „[…] w czerń”. Poza tym wcale nie wzięłam
tego wyrażenia z utworu Younga. Tak się składa, że w książce
Stephena Kinga „TO”, przetłumaczona fraza znajduje się zaraz na
początku książki, wraz z innymi cytatami, ponadto do tego
fragmentu przyporządkowany jest pewien fragment powieści, niemalże
na końcu książki. Ogólnie rzecz biorąc, ogromnie spodobało mi
się to wyrażenie, sama nie wiem, dlaczego. Po prostu ma to coś.
Witam! Jakimś cudem
udało mi się nie popełnić takiej ilości błędów, przy
pierwszym podejściu, zazwyczaj na każdej stronie było po siedem
podkreslonych wyrazów, co wynika z mojego niechlujstwa :]
Postanowiłam wycisnąć jeszcze coś z tego psychiatryka, opisałam
wszystko bardziej dokładnie i nieco przeciągnęłam akcję. W
każdym razie spodziewajcie się psychiatryka do około 20 rozdziału,
może wyjdzie nieco mniej, ale więcej nie powinno :] wszystkie Wasze
rozdziały przeczytam w najbliższym czasie. Pozdrawiam!
Podobała mi się ta notka, zresztą jak zwykle ^^. Choć było tu dużo przemyśleń, to jednak na brak akcji też narzekać nie mogę. Tak na marginesie, w tych przemyśleniach jest sporo racji: ludzie inni od ogółu, wyróżniający się, często są spychani na margines społeczeństwa i uznawani za wariatów.
OdpowiedzUsuńFajnie, że trochę to przeciągasz ;). Podobają mi się te sceny z wariatkowa, ale tak na marginesie, czy tam nie zabierają pasków? Bo w jednym momencie piszesz, że Jack miał spodnie ściśnięte paskiem, a we wszystkich książkach, ktore czytałam, u czubków zabierano takie rzeczy jak paski, sznurówki czy krawaty.
Ta scena z Conradem i z odgadywaniem obrazów też fajna, ale ciekawa jestem, dlaczego Marion słyszała muzykę.
[marmurowe-serce]
Co do Jacka... ymm.. wiesz, nawet nie myślałam, kiedy pisałam o tym pasku. Uznajmy to za zaniedbanie ze strony personelu ^^. Chociaż moze jednak to poprawię, zeby nie było... W każdym razie dzięki za uświadomienie :D Sprawa z muzyką jest kluczowa. W rozdziałach będą pojawiały się takie pojedyncze epizody, których sens wyjaśni się za trochę :]
UsuńPozdrawiam :)
Jakoś tak mi się po prostu rzuciło w oczy, jednak dużo gorsze pomyłki się zdarzają w opowiadaniach, tak po prostu tylko zwróciłam uwagę.
UsuńNo to ciekawa jestem, co z tą muzyką i w ogóle z tymi przywidzeniami. Czyżby jednak udzieliło się jej wariatkowo i sama zaczęła mieć omamy?
xDD
Ciekawe. Łał, przyznam, że zaczynam aż wątpić w to, kto tu jest normalny, a kto nie :P Lubię taką "nutkę niepokoju". Nigdy w takich przypadkach nic nie wiadomo, co dodaje takiego fajnego dreszczyku emocji :D Jack wyszedł z izolatki. No, to może być interesująco, Marion pewnie zaraz do niego zagada. Pytanie tylko, czy będzie w stanie z nim w ogóle konwersować [a raczej czy Jack będzie]. Terapia Conrada też mnie intryguje, zwłaszcza, że Marion wydaje się rzeczywiście trochę halucynować, z tym, że ja nadal obstaję przy wersji, że te leki ją trochę... ogłupiają.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się fragment z tym obrazem.
Aaach, soundtrack ze "Źródła", uwielbiam ten film! <3
Powiem Ci, że mnie nawet inspirujesz! :D
Ja ogólnie uwielbiam filmy Darrena Aronofskyego, wżerają się w psychikę ^^. Cieszę się, ze wątpisz w to, kto jest normalny, mniej więcej o to chodziło, ale miałam obawy, czy wyjdzie :]. Pozdrawiam!
UsuńNa początku po kliknięciu w podkład załadowała mi się jakaś piosenka o diodach, czy tam pryszczach, i już się zastanawiałam, co ten utwór ma do rozdziału, ale na całe szczęście to była tylko reklama :o
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że rozdziały z psychiatrykiem się przeciągną, bo lubię o nim czytać.
Nie mogę doczekać się rozmowy Jack z Marion, w samą porę wypuścili go z tej izolatki. Coś mi się zdaje, że oni się zaprzyjaźnią, oboje jakoś wydają się być inni, że tak to ujmę, od reszty pacjentów.
Marion ma przeczytać historię pisaną przez chłopca w jej wieku. Hm, możliwe że właśnie Jacka, więc tym bardziej mnie intryguje o czym ta historia będzie.
Ciekawa sprawa z tą muzyką. Czyżby stan Marion zaczynał się pogarszać?
Pozdrawiam :)
Na rozmowę będziecie musieli jeszcze trochę poczekać, bo zapewniam, ze zajmie mi to duzo miejsca.
UsuńA ta historia chłopca będzie miała duże znaczenie dla świadomości Marion. Pozdrawiam :D
Psychiatryk jeszcze przez 10 rozdziałów?! Hurra! Uwielbiam opowiadania, w których akcja w większej części rozgrywa się właśnie w wariatkowie!
OdpowiedzUsuńConrad fanem brytyjskiego hard rocka? Dogadałby się z moimi rodzicami i ze mną w ogóle też ;P Ciekawa jestem, dlaczego Marion słyszała Gunsów...
No i niestety, taka jest prawda: Jesteś inny, wyróżniasz się? Jesteś wariatem.
O wierz mi, te 10 rozdziałów to jest nic w porównaniu do tego, jak wielką objętość ma cała historia w mojej głowie ^^. Pozdrawiam :)
UsuńCzyli mniej więcej ile ksiąg przewidujesz?
UsuńNa początku były planowane 4. Ale ostatnimi czasy wpadło mi do głowy wiele nowych wątków i historii. Gdybym miała poskładać wszystko, co w tej chwili kłębi mi się w myślach, wyszłoby jakieś 7 ksiąg. I to po około 40 rozdziałów jedna. Zapewne tyle aż nie zrobię, to byłaby przesada, ale na pewno będzie więcej, niż planowałam ^^
UsuńWitam! Na blogu prawdziwe-odbicie.blog.onet.pl został opublikowany drugi rozdział!
OdpowiedzUsuńLiczę na komentarz z twojej strony i szczerą opinię. Zapraszam do czytania, Fleur.
Niedługo nadrobię zaległości na twoim blogu, bo z komentarzy wynika, że zapowiada się intrygująco. :)
nieźle, coś się ystało MArion, hm, chyba faktycznie idzie w stronę tych wyjątkowych, jak to nazwałaś. ale w psa wierzę, myślę, że to J.C. Tylko skąd te omamy słuchowe?
Usuńa może wampir nie może słyszeć niektorych dzwięków i to było jakieś specjalne źródło tej piosenki? sama nie wiem xD w każdym raie ciekawa notka, niewątpliwie
Ciekawa teoria, nie powiem ^^ Cóż, wszystko wyjaśni się z czasem :] Pozdrawiam ;]
UsuńKocham te przemyślenia, które są niemal w każdy rozdziale. Dają wiele do zrozumienia. No cóż, wygląda na to, że Marion jest wyjątkowa na swój sposób. Co się tak nagle zmieniło u Conrada? Wydaje mi się, czy ją lekko zbył? Chociaż może kryje się za tym coś większego. Ten pies.. ta piosenka.. cóż, aż nie chcę wierzyć w to, że Marion jest wariatką, ale do normalnych to ona chyba nie należy? Ah, no tak, zapomniałam. Wyjątkowi ludzie ;D
OdpowiedzUsuńPisz ile tylko możesz o tym psychiatryku, rozdziały są niesamowicie ciekawe, intryguje mnie każda linijka tekstu.
Pozdrawiam serdecznie, {utracone-uczucia}
Dziękuję :] kurde, nie sądziłam, ze tyle osób uwielbia psychiatryki xdd Taka ciekawostka - wampir nie robi niczego bez namysłu. :] Pozdrawiam :D
UsuńZaczęło się obiecująco. Mam wątpliwości odnośnie wstępującego potu (popatrz jak to brzmi po przekształceniu) i życiu w przedsmaku. Powiedziałabym raczej, że życie jest [zaledwie] przedsmakiem. Przemyślenia Marion są naprawdę głębokie… Gdzieś pomiędzy tym wszystkim wrzuciłabym jeszcze, że ludzie żałują swojego pragnienia odmienności. Przez jakiś czas badałam w Internecie teren tych wszystkich nastoletnich debili i właściwie każdy czymś się wywyższa, upiera się, że jest nienormalny, niesamowity, wyjątkowy i ogólnie świetny. A prawdziwi odstający od społeczeństwa chowają się po kątach, bo są nieakceptowani.
OdpowiedzUsuńA Conrad zdecydowanie chce wrobić w Marion. Tylko nie wiem już, czy to on tak nią manipuluje, czy ona wariuje.
Siedem podkreśleń na stronę? Ja czasami mam tyle na zdanie… Szczególnie, gdy zaczynam pisać ‘szybko’, o ile można tak nazwać prędkość jakichś 300 może 400 znaków na minutę.
Pozdrawiam, Changed
Rzeczywiście, masz rację co do tych wyrażeń, czasami po prostu nie myślę ^^ A raczej często xd.
UsuńCo do błędów, to równiez mam taki problem. Nienawidzę pisać wolno, a poza tym nigdy nie patrzę na klawiaturę, a potem musze to poprawiać xd Jeszcze lepiej jest, kiedy pół godziny siedze i czyszczę klawisze, bo moja kochana siostra ketchup wylała -.-' A potem pięć literek wciska się na raz. Najs.
Co do tych przemyśleń, to staram się, nie tyle naśladować, co wzorować na Kingu, który czaruje opisami i sypie zajebistością z rękawa ^^.
A ja sama jestem nastoletnią idiotką i rzeczywiście, miałam taki okres, jakieś trzy lata temu, kiedy myślałam, ze jestem niesamowita, inna od wszystkich, wmawiałam sobie, że jestem asocjalna i takie tam XD teraz chce mi się śmiać, jak o tym myślę xdd
Mnie ostatnio chwyta taka tępota na matmie... No i ogólnie przedmiotach ścisłych, niby wszystko wiem, piąteczki na koniec roku, ewentualnie czwóry, a tu kit i mi nie wychodzi proste mnożenie, które z reguły robię w pamięci... To załamujące jest.
UsuńJa am patrzę na klawisze. Ne tyle z potrzeby, co przyzwyczajenia. Jak jestem oderwana od świat bardziej niż zwykle, to się okazuje, że wcale nie muszę na nie patrzeć, by coś napisać. Poprawność i tak u mnie siada i wszędzie sadzę ortografy, literówki i inne śmiecie. Wszystko poprawiam, tylko w komentarzach mi się nie chce i odpalam sprawdzanie pisowni. :D
Ajaj, kochane siostrzyczki. Też mam. Zdowniony maszkaron jeden, średnio 24h na dobę mam ochotę Coś jej wepchać do tej durnej japy by ją zamknęła... Mam tylko farta, że do mojego pokoju nie wejdzie, bo wie, że to by się źle skończyło.
King jest niezły. :) Warto naśladować, w końcu za coś jest królem. Mi zarzucają naśladownictwo Goetha [w poezji] chociaż jeszcze się nie zebrałam by się chociaż trochę zapoznać z jego twórczością.
Nie wyjeżdżaj sobie ze zidioceniem, bo wyjdzie na to, że teraz masz okres zaniżenia poczucia wartości... Siebie lepiej nie komentować, strasznie dużo innych ludzi z chęcią by to zrobiło i robią.
Pozdrawiam!
Ty przynajmniej masz swój pokój. Ja muszę się dzielić z tym małym paskudztwem komputerem. Jeśli zarzucają Ci naśladownictwo Goetha, to mozesz być dumna! Jest genialny. Osobiście kocham jego wiersze.
UsuńNo to jestem dumna. :D Na inkauście zarzucają mi z upiorną częstotliwością.
UsuńWyrazy współczucia... Nie wiem, czy moja siostra by przeżyła mieszkanie ze mną w jednym pokoju bez opieki kilkunastu osób i kamer. Podziwiam wytrzymałość. Ja bym chyba spełniła część 'proroctwa' mojej przyjaciółki i została kanibalem ( mówiąc dokładniej, A. nazywa MM kanibalem, mówi, że ja też się nim stanę i jeszcze, że mnie niby zje :O. Nie pytaj o sens tego twierdzenia...).
Tak, tak, tak! Będzie więcej psychiatryka! Narobiłam sobie sporych zaległości, ale wreszcie przeczytałam dziewiąty oraz dziesiąty i jak zawsze nie zawiodłam się treścią. Twoja historia bardzo wciąga, nawet cieszę się, że przeczytałam dwie części pod rząd, bo mogłam zatopić się w tym cudnym opowiadaniu na dłużej. W poprzednim rozdziale zaciekawił mnie ten pies. Czyżby Marion naprawdę wariowała? W końcu przebywanie z wariatami przyniosło jakieś skutki, ale myślę, że może Conrad ma coś wspólnego z tymi wizjami Marion. Intryguje Jack. Zastanawia mnie dlaczego Conrad tak szybko zakończył sesję. Może z odpowiedzi Marion wysunął jakieś interesujące spostrzeżenia i nie było sensu dłużej ciągnąć spotkania? Ciekawa jestem co będzie po szpitalu psychiatrycznym. Czy wrócisz do normalnego życia Marion, czy znowu zaserwujesz nam kolejną dawkę jej wspomnień. Z chęcią poczytałabym o przeszłości panny Straight, zastanawia mnie w jakich ciekawych miejscach przebywała. Na koniec pozostaje mi życzyć ci dużo weny i zapału do pisania. Niecierpliwie czekam na kolejną część!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tą sesję, to jesteś naprawdę blisko prawdy. Po szpitalu są także wspomnienia, ale już po powrocie, aż do tego momentu, który opisałam w rozdziale pierwszym. Ale myślę, ze to nie będzie koniec wspomnień, mam jeszcze pomysł na kilka takich wyrwanych z kontekstu, które mają w pewnym sensie pomóc Marion. A potem dopiero wracam do teraźniejszości. :]
UsuńTeraz to już chyba nikt nie jest normalny (chociaż w zwyczajnym społeczeństwie też każdy człowiek ma jakieś swoje odchyły i tym podobne sprawy). Ale gdy znajdzie się w takim miejscu jak Marion i to na własne życzenie, to w końcu ta atmosfera daje się we znaki. Szczególnie, że to taki okropny teren zamknięty.
OdpowiedzUsuńO, Jack już wyszedł z izolatki. Zastanawiam się, czy teraz Mrion postara się jakoś nawiązać z nim kontakt i wyciągnąć z niego informacje.
Zaciekawiła mnie też ta książka. Kto ją napisał? I co się w niej znajduje? A przede wszystkim, dlaczego Conrad jej ją dał? Musi mieć jakiś plan w zanadrzu, bo wątpię, aby wiązało się to z umileniem dnia.
Widziałam Twoją informację odnoście bulletów. To czy one są czy nie zależy od szablonu, który ustawisz na początku. Jeżeli znasz język htmla, to pewnie można jej jakoś usunąć w ustawieniach. Inaczej nic zrobić nie można.
Przy okazji zapraszam na nowy rozdział do siebie.
Pozdrawiam serdecznie :)
Opowieść, tz ta książka będzie już w następnym rozdziale. Może nieco zdziwić :]. Ha, a ja myślałam, ze na te bullety jest jakaś ukryta opcja xd HTML mam opanowany, więc chyba nie będzie problemu, dziękuję :> Zapewne niejedna osoba zwariowałaby w takim miejscu, to pewne. Trzeba miec naprawdę silny charakter, żeby wyjść bez żadnego uszczerbku na psychice :] Pozdrawiam :]
Usuńbardzo tajemniczo... zaskakujący wątek z tym psem, ciekawa jestem jak to wytłumaczysz w późniejszych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńNie przepadam jednak za tym psychiatrykiem... zastanawiam się kiedy zakończysz ten wątek. czytałam bardzo wiele książek psychologicznych i może dlatego Twoje opowiadanie nie do końca wpasowuje mi się w tamte ramy.
Pozdrawiam!
Ja równie na psychiatrykiem nie przepadam, ale no cóż... Dla dobra opowiadania niektóre wątki wymagają podszlifowania, więc poświęcę się :D Postaram się dodawać rozdziały szybciej, bo tez juz mam ochotę to zakończyć. Pozdrawiam!
Usuń