czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział XIII: Ktoś zawsze tam jest

Ciepłe strumienie wody zwilżały jej suchą skórę. Kaskada mokrych, platynowych włosów przylgnęła do pleców. Dziewczyna oparła się o kafelki i zsunęła do pozycji siedzącej. Kabina sprawiała wrażenie zamglonej. Gdzieś obok słyszała co chwila otwieranie i zamykanie drzwiczek, zakręcanie i odkręcanie prysznica.
Strasznie bolała ją głowa. Nie mogła się pozbyć wrażenia czyjeś obecności. Nie chodziło tutaj o dziewczęta, które wychodziły i wchodziły do łazienki, wydając charakterystyczny odgłos mokrych stóp na kafelkach i ledwie słyszalne szmery zamków błyskawicznych. Nie, to nie to. Czuła, jakby ktoś czekał na nią zaraz za drzwiczkami kabiny. Czekał aż wyjdzie. Tylko by ją dorwać.
Co za głupoty. Marion przyłożyła palce do skroni. Przymknęła powieki, bo przed oczami znów migały jej dziwne poblaski. Zdarzało się to ostatnimi czasy często. Jakby kilkanaście aparatów z lampami błyskowymi robiło jej naraz zdjęcia. Towarzyszył temu okropny ból głowy i kłopoty z utrzymaniem równowagi. Wiedziała, że podobnie działają niektóre dragi, ale jak Boga kochała, podczas pobytu w ośrodku ani razu nie połknęła żadnej tabletki. Nigdy nie brała tabletek z niesprawdzonych źródeł. No cóż, oprócz jednego razu, tej pamiętnej marcowej nocy. Ale aktualnie nie pamiętała tego wydarzenia, więc trzymała się swoich zasad.
Poczuła, że woda robi się zdecydowanie zbyt gorąca. Chciała wstać i przekręcić kurek, jednak gdy tylko otworzyła oczy, ujrzała wszystko w przyciemnionym świetle. Wszystko było czarne. Zacisnęła zęby, by powstrzymać krzyk. Nie krzycz, skarciła się w duchu. Zamrugała parę razy, co zazwyczaj dawało pozytywne efekty. Jednak po chwili obraz zaczął się zmywać. Jakby krople wody, przylepione do rzęs, spływały powoli, zatrzymując się chwilę w powietrzu między górnymi a dolnymi rzęsami, po czym, niby łzy, ściekały po policzkach.
Z przerażeniem spojrzała na siebie. Dziwna, ciemna substancja kapała z jej brody, tworząc strumyki pomiędzy piersiami, kończąc się dopiero w połowie brzucha. Spomiędzy palców u rąk spływały czarne strugi.
Marion skuliła się i objęła rękoma kolana. Tego nie ma. Tego nie ma.
Zaczęła kołysać się w przód i w tył, głęboko oddychając i nie zważając na wodę, która parzyła jej skórę.
Jeden... ciemne plamy na nogach.
Dwa... czarna woda kapie z prysznica.
Trzy... czarne włosy.
Cztery... czarne krople pojawiają się na ścianach.
Pięć... chcę wyjść.
Sześć... nic nie widzę, ciemność.
Siedem... więcej wody, więcej czarnej wody.
Osiem... uderzenie.
Dziewięć... spadam, czarna woda się wylewa.
Dzie...
- Hej, nic ci nie jest? - pochylała się nad nią jakaś dziewczyna w ręczniku.
Ej, zaraz! Co się działo? Marion leżała na zimnych kafelkach, drzwiczki kabiny prysznicowej spoczywały na jej nogach. Na podłodze było mnóstwo wody. Czystej, nie czarnej. Mocno bolała ją głowa i plecy.
W ekstremalnym tempie sięgnęła po ręcznik i zakryła się nim. Zdezorientowanym wzrokiem lustrowała łazienkę. Dziewczyna nadal pochylała się nad Marion, wyczekując odpowiedzi.
- E... To nic... Drzwiczki się zacięły, nie mogłam... wyjść.
Wstała z podłogi, a wyrwane drzwi trzasnęły o kafelki. Rzuciła dziewczynie krótkie spojrzenie, jednak ta nadal wpatrywała się w nią podejrzliwie. Marion machnęła dłonią i powiedziała:
- Nic mi nie jest, serio.

Niczym oparzona wybiegła na korytarz. Przycisnęła głowę do zimnej ściany. Zamknęła oczy i kilkakrotnie uderzyła w nią głową. Wzięła parę głębokich oddechów.
To nie powinno było się stać. Kolejny raz nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Nie można tak po prostu nie rozumieć. Wiedziała, że nie straciła świadomości. Wiele razy jej się to zdarzyło i dokładnie umiała opisać, jak to przebiegało. A kilka chwil temu... Nie, to było coś innego. Zdecydowanie.
Nie, to nie było omdlenie. To była rzeczywistość. Wszystko wydawało się tak żywe, tak namacalne. Nie. Nie zwariowała. Jednak tym razem nie miała dobrego wyjaśnienia. Poprzedniej nocy spała wyjątkowo dobrze, śniadanie było zdatne do spożycia, a obiad, ku jej wielkiemu zdziwieniu, był bardzo smaczny. Nie brała oczywiście żadnych tabletek. W takim razie... Co to było?
Nagle poczuła okropny ból na przedramionach, ramionach i karku. Syknęła z bólu. Zauważyła czerwone plamy, pokrywające całą powierzchnię ręki, od nadgarstka po obojczyki. Zaklęła w duchu. Jak mogła tego nie odczuć na tyle, by odsunąć się od strumienia gorącej wody?
Przecież nie mogła pozwolić, by stało się więcej takich wypadków. Nie teraz, gdy miała szansę na wydostanie się w ośrodka. Zacisnęła pięści i ruszyła w głąb korytarza, prowadzącego do jej pokoju.



Mimo że Jack nie był zainteresowany pomocą ze strony Marion, ona i tak doskonaliła swój plan. Cóż, zdecydowanie lżej byłoby jej w towarzystwie chłopca, który mógł sporo wiedzieć o Conradzie, lecz przecież równie dobrze mogła to zrobić sama.
Od trzech dni bezustannie rozmyślała nad najmniejszymi szczegółami, rozważając nad różnymi aspektami planu. Była w tym dobra. W obmyślaniu strategii. Miała umiejętność improwizacji rozwiniętą na sporym poziomie. Sama uważała się za osobę diablo inteligentną, jednak obiektywnym okiem patrząc, nie była to do końca prawda.

Tej nocy, trzydziestego pierwszego maja, jakaś niezidentyfikowana siła kazała jej wstać z łóżka. Nie wywołując hałasu przeszła przez przestrzeń pokoju, wyraźnie widząc zarys sylwetki współlokatorki, leżącej po przeciwległej stronie pomieszczenia. Otwierając drzwi, czuła się jak w transie, jakby to nie ona sterowała swoimi poczynaniami. Niczym zjawa przemknęła przez korytarz, mijając pierwszy zakręt.
Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była kamienną maską, taką, którą przyodziewają mordercy, udający miłych sąsiadów, posiadających nienagannie przystrzyżone trawniki i oglądający mecze, niczym zwykli, niewinni ludzie. A potem pukali do twych drzwi i wyrażali głęboki żal z powodu straty jedynej córki, która gniła, w czarnym worku na śmieci, pośród odmętów piwnicy miłego pana sąsiada. A ty jeszcze zapraszałeś go na kawę i ciastko, ze łzami w oczach oglądając stare zdjęcia, przewracając drżącymi dłońmi kolejne kartki albumu, wspominając stare czasy i cytując Kansas - „wszystko jest tylko pyłem na wietrze”.
Momentalnie jej rozważania przerwał ledwo słyszalny szmer, gdzieś w głębi labiryntu korytarzy, gabinetów i sypialni. Dokładnie zbadała otoczenie, świdrując oczami nieprzeniknioną ciemność. Widziała tylko zarysy białych framug i błyszczących, metalowych klamek. Gdzieś dalej powinna była znajdować się zapalona lampa, a gdzieś w pobliżu, za jednymi, bezimiennymi drzwiami, zapewne sączyła kawę pielęgniarka dyżurująca. Mając na myśli sączenie kawy, trzeba było wziąć pod uwagę możliwość, że przechadzała się bez szczególnego celu po korytarzach, albo, załóżmy, poszła skorzystać z toalety. Jednak coś mówiło Marion, że nie spotka nikogo na drodze.
Usłyszała muzykę. Znowu słyszała piekielną muzykę znikąd. Tym razem nie byli to Guns N' Roses. Tym razem jej umysł, bądź ktoś, kto po prostu lubił wpędzać ją w poczucie szaleństwa, miał wyjątkowo ironiczne poczucie humoru. Otóż dziewczyna wyraźnie słyszała hipnotyczne słowa, śpiewane przez Bruce'a Dickinsona. Oczywiście był to jeden z najbardziej popularnych utworów Iron Maiden – Fear Of The Dark. Idealna chwila, nie ma co. Dziewczyna uniosła ręce ku górze w wyrazie zirytowania.
Szła przez gęsty mrok, w akompaniamencie piosenki, która wręcz wydawała się być stworzona dla chwil, jak ta. Jednak dziewczyna się nie bała. Nadal nic nie było w stanie obalić jej teorii. Chociaż incydent pod prysznicem zdawał się wykraczać poza granice jej myślenia, to muzykę była w stanie znieść. Ileż to normalnych osób słyszało czasami coś, czego nie było? Fakt, iż znajdowała się w psychiatryku był wygodny, można przecież przypisać niemalże wszystko na specyfikę tego miejsca. Trwała przy teorii, „z kim przystajesz, tym się stajesz”. A o wieczornym zdarzeniu starała się nie myśleć. Wątpliwości miała tylko na początku. Po krótkim czasie znowu wyparowały i dziewczyna wcale się tym nie przejmowała.
(czujesz, że coś cię obserwuje)
- No błagaaam... - szepnęła, gdyż słowa beznadziejnie idealnie dopasowywały się do sytuacji. To jakaś paranoja. Po prostu idź dalej. Nie słuchaj. Marion zatkała uszy, jednak muzyka zdawała się grać gdzieś wewnątrz jej głowy. Westchnęła ze zrezygnowaniem.
Nagle coś ją rozproszyło. Rozejrzała się. Coś było nie tak. Czasami bywało, że rozglądając się dookoła nie zauważyłeś nic dziwnego, a jednak coś zdecydowanie nie pasowało. Potem zorientowałeś się, że to słuchawki leżały po przeciwnej stronie biurka i zachodziłeś w rozum, jak to się stało. W końcu uznawałeś, że musiałeś przesunąć je nieświadomie i wszystko było okej. Nie, jednak nie. Od tamtej pory miałeś na oku te słuchawki, uważnie obserwując ich położenie. Tak właśnie poczuła się w tym momencie Marion.
Znajdowała się w tak zwanej, poczekalni, zwykle wąski korytarz był nienaturalnie rozszerzony w głąb budynku. W tejże wnęce ustawione były krzesełka z czarnym obiciem, imitującym skórę. Po prawej stronie znajdowało się okienko recepcji, w którym... Właściwie nikt nie wiedział po co to okienko, ale świry lubiły zagadywać do stażystek z dużymi biustami, odsłoniętymi przez opuszczony zdecydowanie zbyt nisko dekolt. A w miejscu, gdzie zazwyczaj znajdowały się drzwi do kolejnego pokoju, stały niemalże wrota, odznaczające się w tej monotonii, niczym mak na polu rzepaku. Ponad krzesełkami były wielkie, niemalże gotyckie okna, posiadające pręty wywijające się w fantazyjne wzory, coś jak odpowiednik krat, tyle że wyjątkowo ozdobny.
Marion usłyszała, jak serce tłukło jej się w piersi. Wiedziała, że miałaby wielkie kłopoty, gdyby odkryto ją w środku nocy na korytarzach. A tłumaczenie się toaletą było bezcelowe, gdyż minęła ją kilka minut temu.
Usłyszała jakby skrzypnięcie drzwi. Włosy zjeżyły jej się na karku, a tętno przyspieszyło. Stała, jak skamieniała na samym środku poczekalni, czekając aż stanie się coś strasznego.
(mam stałe wrażenie, że coś zawsze jest w pobliżu)
Po usłyszeniu tego wersu, gdy sens słów do niej dotarł, automatycznie przejechała wzrokiem wokół pomieszczenia. Gdy wzrok spoczął na jednym z ozdobnych okien, serce ugrzęzło jej w gardle.
Zasłoniła oczy, by tego nie widzieć. Ale było to tak wyraźne, tak realne...
Przez jedną sekundę zdawało jej się, że widziała jakby dwa szmaragdy, płonące niesamowicie pięknym blaskiem wśród otchłani nocy. Zaraz potem... Zaraz potem ku jej oczom ukazał się sznur pereł. Ale to nie mógł być uśmiech. Nikt nie posiadał tak błyszczących i nieskazitelnie białych zębów. I nikt nie miał tak cudownie głębokich tęczówek, które przyrównać można było jedynie do najprawdziwszych klejnotów.
Marion z ociąganiem otworzyła oczy. Bardzo powoli skierowała wzrok na okno. Odetchnęła z wielką ulgą. Niczego tam nie było. Zaśmiała się nerwowo.
- Kto tu jest? - zapytał szeptem zachrypnięty głos, na dźwięk którego z gardła dziewczyny wydobył się zduszony okrzyk. Nie, nie był to z pewnością nikt z personelu, chyba, że postanowili przyjmować trzynastolatk...
Marion uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Jack, Jack, Jack... Czy ty nie boisz się ciemności?
Dziewczyna zbliżyła się do chłopca na tyle, żeby mogli usłyszeć swój szept.
- Co za niespodzianka. Patrzcie, kto się szlaja po korytarzach... - powiedziała, po czym znów usłyszała melodię piosenki. Czy to się nie kończy?
Usłyszała prychnięcie Jacka. Gdyby mogła ujrzeć jego twarz w świetle dziennym, zauważyłaby, że był nieco zmieszany.
- Często to robię. Ale ciekawe co ciebie tu sprowadza – szepnął, nie tyle ironicznie, co z nieskrywaną ciekawością. Chciał wiedzieć, czy przywołała ją tutaj ta sama siła, która nakazała mu wyjść z łóżka i pogrążyć się w sieci korytarzy.
- Słyszysz muzykę? - spytała nagle Marion. Nie wiedziała, po co to zrobiła. Była skłonna się z tym pogodzić, ale bardzo ulżyłoby jej, gdyby dowiedziała się, że nie tylko ją przytłaczała atmosfera ośrodka.
Ujrzała uniesioną brew chłopca i machnęła lekceważąco ręką. Ale nie przejęła się. W końcu on był świrem z najwyższej półki, może więc psychiatryk był dla niego niczym dom? Zresztą, wydało jej się to teraz nieważne.
- Dlaczego tu jesteś? - spytał żywo Jack. Dziewczyna popatrzyła na niego z zaciekawieniem.
- A co?
- Odpowiedz – rozkazał chłopiec. Marion postanowiła zignorować jego arogancję, poprzysięgając, że następnym razem dostanie w twarz.
(strasznie się obawiam, że coś zawsze tam jest)
Niemniej jego pytanie było trafne. Właściwie nie wiedziała, w jakim celu wstała z łóżka, i dlaczego poszła tą, a nie inną drogą. Czuła się niczym marionetka, starannie prowadzona przez lalkarza, dbającego, by każdy zaplanowany krok został zrobiony precyzyjnie, oraz uważając, by za żadne skarby nie wypuścić z rąk lalki.
Jednak dręczyła ją jakaś myśl, jakby przeczucie, że dokładnie w tym miejscu miała się znaleźć. Chociaż sznurki opadły, gdy zobaczyła dwa zielone błyski po drugiej stronie okna, to nadal miała przedziwne wrażenie, że ktoś zawsze tam jest.
Widząc wahanie na twarzy Marion, Jack przygryzł wargę, rozejrzał się uważnie dookoła, po czym ze sporą siłą złapał dziewczynę za przedramię i pociągnął za sobą.
- Eeeej! Co ty wyprawiasz? - syknęła Marion, próbując wydostać się z uścisku jego dłoni, jednak na próżno. Szedł w przerażająco szybkim tempie, niemalże biegł, zupełnie jakby ktoś ich gonił.
- Stul pysk - wycedził Jack. Dziewczyna dogłębnie oburzona, miała zamiar wyszarpnąć mu się i dać porządnego liścia, jednak było coś w tonie jego głosu... Coś, co źle wróżyło. Czasami potrafiła rozpoznać po głosie, kiedy należy siedzieć cicho, a kiedy można było zabłysnąć jakąś ciętą ripostą. Była pewna, że mogłaby spokojnie skrzyczeć go tu i teraz, jednak miała wrażenie, że nie powinna tego robić. Jeszcze nie teraz.
Jack zwinnym ruchem otworzył drzwi jednego z pokojów i niemalże brutalnie puścił dziewczynę, co sprawiło, że nieomal straciła równowagę. Przytrzymała się poręczy łóżka. Chłopak zapalił lampkę nocną, stojącą na stoliku.
- Powinnam ci przypierdolić, ale...
- Serio? To cię teraz najbardziej obchodzi? - Musiała przyznać, że jak na dzieciaka, miał ikrę. Pokręciła głową i wzruszyła ramionami. A co niby miało ją obchodzić? Zazwyczaj, gdy chłopak chciał się jej przypodobać, wystarczył gram marihuany, ewentualnie dwa piwa, ale zaciągnie siłą do pokoju na pewno nie działało.
- Co my tu robimy? Wiesz, schlebia mi to, ale nie jesteś nieco za młody...
Jack chlasnął się dłonią w czoło. Zaśmiał się pobłażliwie i usiadł na skraju łóżka.
- Nie czułaś tego? - Marion uniosła brwi, nie wiedząc, o czym mówi. Wzniósł oczy ku niebu. - Coś chciało, żebyśmy tak poszli. Nie wiedziałaś dokąd idziesz, co nie? Coś wyciągnęło cię z pokoju, ale nie wiedziałaś po co, nie?
Marion nieco się zmieszała, ale nie dała tego po sobie poznać, zachowując kamienną twarz. Nigdy nie była zbyt dobra w wyciąganiu wniosków. Jednak niezaprzeczalnie, chłopiec miał rację. Tak, coś chciało, by się spotkali. Jakaś zupełnie obca dla Marion siła.
- Taaaa... - zamilkła na chwilę. - Może to Conrad? - spytała impulsywnie, nie mając innych pomysłów. Do głowy wpadła jej genialna myśl.
Skoro miał jej pomóc, musiał jej ufać. A nigdy nie powinno się ufać zbyt błyskotliwym osobom. To proste, udaj idiotę, a nikt nie będzie podejrzewał twoich zamiarów. Taki pomysł wydał jej się bardzo pomocny. Bo czy ktokolwiek podejrzewałby głupiutką nastolatkę o zdradę, albo o ukryte zamiary?
Jack pokręcił głową z niedowierzaniem. Jak ona mogła być tak mało domyślna. Nie wyglądała na głupią.
- Ile ty masz lat? - spytał z pobłażliwym wzrokiem. Dziewczyna zmierzyła go podejrzliwie.
- Yyy... prawie osiemnaście. A co cię to obchodzi? - zapytała agresywnie.
- Hah – wydał z siebie odgłos, który był czymś pomiędzy śmiechem a prychnięciem. - Dawno nie widziałem tak tępej idiotki – wypalił, uśmiechając się do siebie.
To był szczyt wszystkiego. Nikt nie miał prawa odzywać się do niej w taki sposób. Nawet jeżeli bycie idiotką to był jej zamysł.
- Trzynastolatek nie będzie do mnie tak mówił! Wypluj to, kurwa! - niemalże krzyknęła. Chłopak zaśmiał się.
- Mam szesnaście lat, tak na marginesie – Marion otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Coś nie wyrósł. - Ale dobra, koniec. Sorry za to. Nie mogę uwierzyć po prostu, że myślisz, że Conrad mógłby to zrobić.
Dziewczyna teraz doskonale wiedziała, że Conrad za żadne skarby by tego nie zrobił. Przyjemnie było patrzeć, jak mały się irytuje.
- Yhh... Skoro wiesz, kim on jest, on pewnie wie, że ty wiesz. I wie, że ja wiem. Pomyśl, że jesteś nim. - Nie przerywała mu, robiąc minę „teeeeeraz rozuuumieeem!” - Chciałabyś żeby dwie osoby, które znają twój sekret się spotkały? Pomyśl, co mogłyby z nim zrobić wspólnymi siłami.
Zdziwiła się, bo ten pieprzony szczyl był mądrzejszy niż przypuszczała. Co oznaczało, że nie dało się go tak łatwo wykiwać. Źle, bardzo źle. Jednak mógł się przydać. Z pewnością miał „to coś”.
- W sumie, racja. Ale jeśli to nie Conrad, to kto?
Jack pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia.
To było bez sensu. Musiała to przyznać. W jakim celu ktoś chciał, by się spotkali. Kto mógłby mieć w tym jakieś korzyści? Jack bez wahania stwierdził, że musiał być to wampir. Doskonale znał ich możliwości i wiedział, jak działają ich moce.
- Czy to oznacza współpracę? - spytała Marion, uśmiechając się triumfująco.
- Najwidoczniej... - stwierdził bez przekonania Jack, a na twarzy dziewczyny pojawił się jeszcze większy uśmiech.

________________________
Według mnie – najlepszy rozdział. Może dlatego, że znalazło się tu dużo opisów, chyba więcej niż w jakimkolwiek innym rozdziale. Czeka nas jeszcze jeden rozdział i niespodzianka. Takie „niespodzianki” pojawiać się będą co kilka rozdziałów, w zależności od mojej weny :>
I zapomniałam napisać w poprzednim rozdziale, ze z dumą mogę powiedzieć, że pobiłam swój życiowy rekord rozdziałów. Moje najdłuższe opowiadanie skoczyło się na 11. rozdziale. :] 
Co do daty następnego rozdziału to z uwagi na to, iż ten dodałam wcześniej, kolejny pojawi się za spory kawałek czasu. Nie wiem, moze dwa tygodnie, zobaczy się. 
Pozdrawiam!

19 komentarzy:

  1. Faktycznie bardzo dobrze wyszedł ten rozdział. Zaintrygowała mnie ta nocna sytuacja, czyżby faktycznie coś wyciągnęło ich z pokojów? Rozmowa między Jackiem i Marion momentami była wręcz zabawna mimo całej powagi sytuacji. Myślę, że dobrze oddałaś grozę; to przemykanie ciemnymi korytarzami, spotkanie...
    No i opisy... Bardzo dobrze się je czytało. Jako miłośniczka opisów byłam nimi wręcz zachwycona, gdyż fajnie zarysowałaś całą sytuację.
    Tylko pozazdrościć weny - piszesz tak często i tak ciekawie. Moje M-S to w sumie taki tasiemiec - dużo rozdziałów i mało akcji, ech ://.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam lubię Twoje opowiadanie mimo wolnej akcji ^^. Mamy czas na poznanie bohaterów, ich środowiska, zachowań, to bardzo przydatne. Dlatego warto się "pomęczyć" i czytać długie opisy, by potem bardziej barwnie "przeżywać" wraz z bohaterami ich losy ^^. Poza tym to fajne uczucie mieć dużą objętość opowiadania.
      Czy ja wiem, czy ciekawie piszę... Tylko skaczę do najważniejszych wydarzeń, w końcu nie będę aż tak szczegółowo opisywać przeszłości Marion. Czasami aż zapominam, ze nie pisze w teraźniejszości, tylko w przeszłości i nie wyobrażam sobie powrotu do "normalnego" czasu. Choć jeszcze sporo zostało tej przeszłości.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Moje opowiadanie będzie liczyć, o ile uda mi się je doprowadzić do końca, około 80 rozdziałów i będę się starać żeby każdy chociaż te 7 stron miał, ale jak wyjdzie... tego nie wiem ^^.
      Cieszę się, że lubisz je mimo wolnej akcji, mogę jednak obiecać, że w nadchodzących rozdziałach będzie jej troszkę więcej ^^.
      Twoje opowiadanie mi się podoba. Gdyby mi się nie podobało, to bym nie czytała ;). Ale uważam, że bardzo fajnie piszesz i mimo, że tematyka wampiryczna jest ostatnio bardzo popularna, to jednak twoja opowieść jest oryginalna i na szczęście nie powiela schematów zmierzchowskich, czy, o zgrozo, Pamiętników wampirów.
      Zresztą moim zdaniem bardzo dobrze wykreowałaś postać Marion. Może nie jest to do końca pozytywna postać, ale bez wątpienia jej kreacja bardzo dobrze ci wyszła.

      Usuń
    3. Ja trzymam kciuki, zeby Ci się udało doprowadzić to do końca i wierzę, ze tak będzie! Mnie nie kręci miłość człowiek-wampir. Wampiry mają zabijac ludzi, a nie ich kochać, i właśnie dlatego wyrzucam parę rzeczy, które wykreowała sama Anne Rice, właśnie tą absurdalną, choć piękną [tylko i wyłącznie w jej wykonaniu], moim zdaniem, miłość wampirów do siebie nawzajem i do ludzi. To jest problem większości. Zapominają, ze wampiry nie były cudownymi stworzeniami, tylko krwiożerczymi bestiami, a "pisarze" na siłę robią z nich przytulanki niewydarzonych emocjonalnie nastolatek. No ale cóż poradzić, trzeba życ dalej ^^

      Usuń
    4. Heh, też mam nadzieję, że uda mi się to dopisać do końca ;). A w międzyczasie rozpoczęłam także inne opowiadanie, o pewnej niebieskowlosej narwanej dziewczynie (niebieskie-marzenia.blogspot.com).
      Co do wampirów - fakt, tu się muszę zgodzić, teraz w większości książek są przytulankami niewydarzonych, zakompleksionych nastolatek. Niestety nie znam zbyt wiele książek o prawdziwych wampirach, bo ostatnio głównie ma się do czynienia ze "Zmierzchem" i jego rozmaitymi kopiami, ale czasem czytuję też różne opowiadania blogowe i jest to dość częsty motyw ^^.

      Usuń
  2. No cóż, ja akurat należę do grona, które bardziej lubi dialogi, niemniej rozdział uważam za udany :) Choroba Marion chyba przybiera na sile, albo to "ktoś" miesza jej w głowie. Spotkanie z Jackiem faktycznie nie mogłoby należeć do przypadkowych, dziwne byłoby gdyby akurat te dwie osoby znalazły się nocą w tym samym miejscu bez przyczyny. No i zawarli sojusz, chociaż widać, że chłopak nie pogardziłby bardziej rozgarniętą sojuszniczką. Zwalił mnie z nóg fragment, że Marion uważa siebie za osobę "diablo inteligentną" ;p Przynajmniej taki Jack jest chętny do wyprowadzenia jej z błędu. Tak swoją drogą lubię tego szesnastolatka, jest taki bezpośredni i z pewnością wniesie sporo do fabuły.
    Bardzo ciekawi mnie ta niespodzianka, tylko szkoda że trzeba na nią tyle czekać.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to ja zauważyłam, ze lubię prawię każda postać, oprócz Marion. Taak, zawyżone mniemanie o sobie to jedna z cech, których najbardziej nie znoszę, a ta głupia panna myśli, ze wszystko, co tylko chce dostanie na talerzu. Ale zostanie za to ukarana. Już ja tego dopilnuję :]

      Usuń
  3. Dialogi też są ważne, w końcu nie samymi opisami opowiadanie żyje, a czasem inaczej niż poprzez rozmowę nie można przedstawić niektórych wydarzeń.
    Na przypadek to nawet z daleka nie wygląda. Coś musiało pchnąć Marion i Jacka do tego, by wyszli z łóżek i spotkali się. Zastanawiam się, kto to może być i czy w jego planach był ich sojusz, czy to skutek uboczny.
    Zastanawiam się, czy Marion rzeczywiście zaczyna szaleć, czy może ktoś miesza jej w głowie. W końcu, gdy przyszła do psychiatryka była zdrowa i nic nie zapowiadało jej szaleństwa.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami ktoś, kto potencjalnie wygląda na całkowicie zdrową osobę, rozpada sie od środka :]. Tak, dialogi sa bardzo ważne, ale moze nie tyle, co w następnym, co w przyszłych rozdziałach będzie od groma dialogów, dlatego chcę to jakoś zrównoważyć. Pozdrawiam :]

      Usuń
  4. notka bardzo mi się podobała, choć moim zdaniem trochę dialogów by się przydało. ja osobiście lubię dialogi i nie wiem czemu utarło się, że im w opowiadaniu jest więcej opisów tym jest lepsze...
    Spotkanie z Jackiem było bardzo ciekawe, choć nie wiem czy wstali z łóżek z własnej woli... sojusz to dobry pomysł, tak sądzę.
    Pozdrawiam i czekam na news!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie utarło sie, ze im więcej opisów, tym opowiadanie jest lepsze. Tak samo, im więcej dialogów, tym opowiadanie nie jest lepsze. Trzeba to wyważyć. Chociaż osobiście uważam, ze duża gama opisów pozwala bardziej wczuć się w realia świata przedstawionego i tym samym, jest lepiej skonstruowany. Ale to tylko takie moje skromne zdanie.

      Usuń
  5. Zaczęło się normalnie. Zwyczajne zmęczenie, może bolące mięśnie i zniechęcenie na samą myśl o jakimkolwiek działaniu. To jak zaczęła świrować było naprawdę dobrze opisane. Genialne. Niepokój, przerażenie i desperackie pragnienie powrotu do znanych ram świata wylewało się wręcz przez monitor. Opisy korytarzy nocą były bardzo sugestywne. A Marion uparcie robi z siebie kretynkę. Nigdy bym się nie spodziewała, że Jack ma szesnaście lat.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ciesze się, ze wyszło :]. Na początku Jack miał miec piętnaście lat, ale nie pokrywało sie to z moimi dalszymi planami co do niego. Chociaż tworzę postać Marion i to oczywiste, ze specjalnie robię z niej kretynkę, to w tym momencie nawet idiota zauważyłby, ze coś jest nie tak. Myślę, ze śmiało można ten rozdział nazwac przełomowym ^^ Pozdrawiam ;]

      Usuń
  6. Coś mi się wydaje, że w tym wszystkim macza palce ta wampirzyca o nazwisku Darcy. W końcu ma te nadprzyrodzone zdolności. Wszystko mi się układa w całość pod tym względem.
    Rozdział rzeczywiście dobry, ale muszę przyznać, że w Twoim przypadku to żadna nowość :) Aczkolwiek samozadowolenie jest najważniejsze, no nie?
    W tym rozdziale brakuje mi podkładu :D Skoro już dałaś w rozdziale, to fajnie by się to czytało wiedząc o jaką muzykę konkretnie chodzi. No, ale cóż.
    Fragment pod prysznicem ownuje, absolutnie.
    Pozdrawiam
    Lombard Street

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie mówię, kto maczał w tym palce, chociaż to cbhyba oczywiste [moze tylko mnie się tak wydaje, bo w końcu to pisze, ale... :]]

      Usuń
  7. Szablon naprawdę ładny. Ja tam się do HTML i CSS na razie nie dotykam. Trochę próbowałam, ale nie wyszło i zniechęciłam się.
    Rozdział rzeczywiście jest najlepszy z dotychczasowych.
    Scena pod prysznicem i to skradanie się po korytarzach <33 No i znowu ta muzyka! Czyżby zdrowie psychiczne Marion naprawdę się pogarszało?
    Sojusz panny Straight i pana Connely to dobry pomysł. Po za tym nigdy nie dałabym Jackowi 16 lat xD
    Czekam na dalszą część i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to proste. Ja akurat wiążę swoją przyssłość z informatyką, więc robię co się tylko da w HTMLu, nieważne że można załatwić to łatwiej, jednak to tak jakby moje hobby. Taak, chyba nikt się nie spodziewał, ze Jack ma 16 lat, ale no cóż :]

      Usuń
  8. O zgrozo.. Twoje opisy są tak dobre, że czułam niemal wszystko, co czuła Marion w tych dziwnych chwilach. Ta scena pod prysznicem, z czarną wodą etc, niemal jak z horroru. Zaczynam się bać na samą myśl... To się robi coraz bardziej intrygujące. Jakaś tajemnicza siła zaciąga Marion gdzieś wgłąb budynku? I w dodatku spotyka tam Jacka. Trochę upiorne, no bo kto by nimi tak manipulował? Pomyślałam o Valentinie, ale... Dobra, wole nie zgadywać, bo moje przypuszczenia prawie nigdy się nie sprawdzają, a w dodatku okazują się niedorzeczne ;p Jack ma 16 lat? Szok! Jeszcze jak pyskuje do Marion xD Chyba mu nerwy puściły, że tak się musiał namęczyć by choć trochę wprowadzić M. w jego tok myślenia ;p
    Pozdrawiam serdecznie no i życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Blog oceniony na Era Krytyki i ocena bardzo dobry plus. Wiem jedno. Stać Cię na celujący.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń