Ciepłe strumienie
wody zwilżały jej suchą skórę. Kaskada mokrych, platynowych
włosów przylgnęła do pleców. Dziewczyna oparła się o kafelki i
zsunęła do pozycji siedzącej. Kabina sprawiała wrażenie
zamglonej. Gdzieś obok słyszała co chwila otwieranie i zamykanie
drzwiczek, zakręcanie i odkręcanie prysznica.
Strasznie bolała ją
głowa. Nie mogła się pozbyć wrażenia czyjeś obecności. Nie
chodziło tutaj o dziewczęta, które wychodziły i wchodziły do
łazienki, wydając charakterystyczny odgłos mokrych stóp na
kafelkach i ledwie słyszalne szmery zamków błyskawicznych. Nie, to
nie to. Czuła, jakby ktoś czekał na nią zaraz za drzwiczkami
kabiny. Czekał aż wyjdzie. Tylko by ją dorwać.
Co za głupoty.
Marion przyłożyła palce do skroni. Przymknęła powieki, bo przed
oczami znów migały jej dziwne poblaski. Zdarzało się to ostatnimi
czasy często. Jakby kilkanaście aparatów z lampami błyskowymi
robiło jej naraz zdjęcia. Towarzyszył temu okropny ból głowy i
kłopoty z utrzymaniem równowagi. Wiedziała, że podobnie działają
niektóre dragi, ale jak Boga kochała, podczas pobytu w ośrodku ani
razu nie połknęła żadnej tabletki. Nigdy nie brała tabletek z
niesprawdzonych źródeł. No cóż, oprócz jednego razu, tej
pamiętnej marcowej nocy. Ale aktualnie nie pamiętała tego
wydarzenia, więc trzymała się swoich zasad.
Poczuła, że woda
robi się zdecydowanie zbyt gorąca. Chciała wstać i przekręcić
kurek, jednak gdy tylko otworzyła oczy, ujrzała wszystko w
przyciemnionym świetle. Wszystko było czarne. Zacisnęła zęby, by
powstrzymać krzyk. Nie krzycz, skarciła się w duchu. Zamrugała
parę razy, co zazwyczaj dawało pozytywne efekty. Jednak po chwili
obraz zaczął się zmywać. Jakby krople wody, przylepione do rzęs,
spływały powoli, zatrzymując się chwilę w powietrzu między
górnymi a dolnymi rzęsami, po czym, niby łzy, ściekały po
policzkach.
Z przerażeniem
spojrzała na siebie. Dziwna, ciemna substancja kapała z jej brody,
tworząc strumyki pomiędzy piersiami, kończąc się dopiero w
połowie brzucha. Spomiędzy palców u rąk spływały czarne strugi.
Marion skuliła się
i objęła rękoma kolana. Tego nie ma. Tego nie ma.
Zaczęła kołysać
się w przód i w tył, głęboko oddychając i nie zważając na
wodę, która parzyła jej skórę.
Jeden... ciemne
plamy na nogach.
Dwa... czarna
woda kapie z prysznica.
Trzy... czarne
włosy.
Cztery... czarne
krople pojawiają się na ścianach.
Pięć... chcę
wyjść.
Sześć... nic
nie widzę, ciemność.
Siedem... więcej
wody, więcej czarnej wody.
Osiem...
uderzenie.
Dziewięć...
spadam, czarna woda się wylewa.
Dzie...
- Hej, nic ci nie
jest? - pochylała się nad nią jakaś dziewczyna w ręczniku.
Ej, zaraz! Co się
działo? Marion leżała na zimnych kafelkach, drzwiczki kabiny
prysznicowej spoczywały na jej nogach. Na podłodze było mnóstwo
wody. Czystej, nie czarnej. Mocno bolała ją głowa i plecy.
W ekstremalnym
tempie sięgnęła po ręcznik i zakryła się nim. Zdezorientowanym
wzrokiem lustrowała łazienkę. Dziewczyna nadal pochylała się nad
Marion, wyczekując odpowiedzi.
- E... To nic...
Drzwiczki się zacięły, nie mogłam... wyjść.
Wstała z podłogi,
a wyrwane drzwi trzasnęły o kafelki. Rzuciła dziewczynie krótkie
spojrzenie, jednak ta nadal wpatrywała się w nią podejrzliwie.
Marion machnęła dłonią i powiedziała:
- Nic mi nie jest,
serio.
Niczym oparzona
wybiegła na korytarz. Przycisnęła głowę do zimnej ściany.
Zamknęła oczy i kilkakrotnie uderzyła w nią głową. Wzięła
parę głębokich oddechów.
To nie powinno było
się stać. Kolejny raz nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim
chodziło. Nie można tak po prostu nie rozumieć. Wiedziała, że
nie straciła świadomości. Wiele razy jej się to zdarzyło i
dokładnie umiała opisać, jak to przebiegało. A kilka chwil
temu... Nie, to było coś innego. Zdecydowanie.
Nie, to nie było
omdlenie. To była rzeczywistość. Wszystko wydawało się tak żywe,
tak namacalne. Nie. Nie zwariowała. Jednak tym razem nie miała
dobrego wyjaśnienia. Poprzedniej nocy spała wyjątkowo dobrze,
śniadanie było zdatne do spożycia, a obiad, ku jej wielkiemu
zdziwieniu, był bardzo smaczny. Nie brała oczywiście żadnych
tabletek. W takim razie... Co to było?
Nagle poczuła
okropny ból na przedramionach, ramionach i karku. Syknęła z bólu.
Zauważyła czerwone plamy, pokrywające całą powierzchnię ręki,
od nadgarstka po obojczyki. Zaklęła w duchu. Jak mogła tego nie
odczuć na tyle, by odsunąć się od strumienia gorącej wody?
Przecież nie mogła
pozwolić, by stało się więcej takich wypadków. Nie teraz, gdy
miała szansę na wydostanie się w ośrodka. Zacisnęła pięści i
ruszyła w głąb korytarza, prowadzącego do jej pokoju.
Mimo że Jack nie
był zainteresowany pomocą ze strony Marion, ona i tak doskonaliła
swój plan. Cóż, zdecydowanie lżej byłoby jej w towarzystwie
chłopca, który mógł sporo wiedzieć o Conradzie, lecz przecież
równie dobrze mogła to zrobić sama.
Od trzech dni
bezustannie rozmyślała nad najmniejszymi szczegółami, rozważając
nad różnymi aspektami planu. Była w tym dobra. W obmyślaniu
strategii. Miała umiejętność improwizacji rozwiniętą na sporym
poziomie. Sama uważała się za osobę diablo inteligentną, jednak
obiektywnym okiem patrząc, nie była to do końca prawda.
Tej nocy,
trzydziestego pierwszego maja, jakaś niezidentyfikowana siła kazała
jej wstać z łóżka. Nie wywołując hałasu przeszła przez
przestrzeń pokoju, wyraźnie widząc zarys sylwetki współlokatorki,
leżącej po przeciwległej stronie pomieszczenia. Otwierając drzwi,
czuła się jak w transie, jakby to nie ona sterowała swoimi
poczynaniami. Niczym zjawa przemknęła przez korytarz, mijając
pierwszy zakręt.
Jej twarz nie
wyrażała żadnych emocji, była kamienną maską, taką, którą
przyodziewają mordercy, udający miłych sąsiadów, posiadających
nienagannie przystrzyżone trawniki i oglądający mecze, niczym
zwykli, niewinni ludzie. A potem pukali do twych drzwi i wyrażali
głęboki żal z powodu straty jedynej córki, która gniła, w
czarnym worku na śmieci, pośród odmętów piwnicy miłego pana
sąsiada. A ty jeszcze zapraszałeś go na kawę i ciastko, ze łzami
w oczach oglądając stare zdjęcia, przewracając drżącymi dłońmi
kolejne kartki albumu, wspominając stare czasy i cytując Kansas -
„wszystko jest tylko pyłem na wietrze”.
Momentalnie jej
rozważania przerwał ledwo słyszalny szmer, gdzieś w głębi
labiryntu korytarzy, gabinetów i sypialni. Dokładnie zbadała
otoczenie, świdrując oczami nieprzeniknioną ciemność. Widziała
tylko zarysy białych framug i błyszczących, metalowych klamek.
Gdzieś dalej powinna była znajdować się zapalona lampa, a gdzieś
w pobliżu, za jednymi, bezimiennymi drzwiami, zapewne sączyła kawę
pielęgniarka dyżurująca. Mając na myśli sączenie kawy, trzeba
było wziąć pod uwagę możliwość, że przechadzała się bez
szczególnego celu po korytarzach, albo, załóżmy, poszła
skorzystać z toalety. Jednak coś mówiło Marion, że nie spotka
nikogo na drodze.
Usłyszała muzykę.
Znowu słyszała piekielną muzykę znikąd. Tym razem nie byli to
Guns N' Roses. Tym razem jej umysł, bądź ktoś, kto po prostu
lubił wpędzać ją w poczucie szaleństwa, miał wyjątkowo
ironiczne poczucie humoru. Otóż dziewczyna wyraźnie słyszała
hipnotyczne słowa, śpiewane przez Bruce'a Dickinsona. Oczywiście
był to jeden z najbardziej popularnych utworów Iron Maiden – Fear
Of The Dark. Idealna chwila, nie ma co. Dziewczyna uniosła ręce ku
górze w wyrazie zirytowania.
Szła przez gęsty
mrok, w akompaniamencie piosenki, która wręcz wydawała się być
stworzona dla chwil, jak ta. Jednak dziewczyna się nie bała. Nadal
nic nie było w stanie obalić jej teorii. Chociaż incydent pod
prysznicem zdawał się wykraczać poza granice jej myślenia, to
muzykę była w stanie znieść. Ileż to normalnych osób słyszało
czasami coś, czego nie było? Fakt, iż znajdowała się w
psychiatryku był wygodny, można przecież przypisać niemalże
wszystko na specyfikę tego miejsca. Trwała przy teorii, „z kim
przystajesz, tym się stajesz”. A o wieczornym zdarzeniu starała
się nie myśleć. Wątpliwości miała tylko na początku. Po
krótkim czasie znowu wyparowały i dziewczyna wcale się tym nie
przejmowała.
(czujesz, że coś
cię obserwuje)
- No błagaaam... -
szepnęła, gdyż słowa beznadziejnie idealnie dopasowywały się
do sytuacji. To jakaś paranoja. Po prostu idź dalej. Nie
słuchaj. Marion zatkała uszy, jednak muzyka zdawała się grać
gdzieś wewnątrz jej głowy. Westchnęła ze zrezygnowaniem.
Nagle coś ją
rozproszyło. Rozejrzała się. Coś było nie tak. Czasami bywało,
że rozglądając się dookoła nie zauważyłeś nic dziwnego, a
jednak coś zdecydowanie nie pasowało. Potem zorientowałeś się,
że to słuchawki leżały po przeciwnej stronie biurka i zachodziłeś
w rozum, jak to się stało. W końcu uznawałeś, że musiałeś
przesunąć je nieświadomie i wszystko było okej. Nie, jednak nie.
Od tamtej pory miałeś na oku te słuchawki, uważnie obserwując
ich położenie. Tak właśnie poczuła się w tym momencie Marion.
Znajdowała się w
tak zwanej, poczekalni, zwykle wąski korytarz był nienaturalnie
rozszerzony w głąb budynku. W tejże wnęce ustawione były
krzesełka z czarnym obiciem, imitującym skórę. Po prawej stronie
znajdowało się okienko recepcji, w którym... Właściwie nikt nie
wiedział po co to okienko, ale świry lubiły zagadywać do
stażystek z dużymi biustami, odsłoniętymi przez opuszczony
zdecydowanie zbyt nisko dekolt. A w miejscu, gdzie zazwyczaj
znajdowały się drzwi do kolejnego pokoju, stały niemalże wrota,
odznaczające się w tej monotonii, niczym mak na polu rzepaku. Ponad
krzesełkami były wielkie, niemalże gotyckie okna, posiadające
pręty wywijające się w fantazyjne wzory, coś jak odpowiednik
krat, tyle że wyjątkowo ozdobny.
Marion usłyszała,
jak serce tłukło jej się w piersi. Wiedziała, że miałaby
wielkie kłopoty, gdyby odkryto ją w środku nocy na korytarzach. A
tłumaczenie się toaletą było bezcelowe, gdyż minęła ją kilka
minut temu.
Usłyszała jakby
skrzypnięcie drzwi. Włosy zjeżyły jej się na karku, a tętno
przyspieszyło. Stała, jak skamieniała na samym środku poczekalni,
czekając aż stanie się coś strasznego.
(mam stałe
wrażenie, że coś zawsze jest w pobliżu)
Po usłyszeniu tego
wersu, gdy sens słów do niej dotarł, automatycznie przejechała
wzrokiem wokół pomieszczenia. Gdy wzrok spoczął na jednym z
ozdobnych okien, serce ugrzęzło jej w gardle.
Zasłoniła oczy, by
tego nie widzieć. Ale było to tak wyraźne, tak realne...
Przez jedną sekundę
zdawało jej się, że widziała jakby dwa szmaragdy, płonące
niesamowicie pięknym blaskiem wśród otchłani nocy. Zaraz potem...
Zaraz potem ku jej oczom ukazał się sznur pereł. Ale to nie mógł
być uśmiech. Nikt nie posiadał tak błyszczących i nieskazitelnie
białych zębów. I nikt nie miał tak cudownie głębokich tęczówek,
które przyrównać można było jedynie do najprawdziwszych
klejnotów.
Marion z ociąganiem
otworzyła oczy. Bardzo powoli skierowała wzrok na okno. Odetchnęła
z wielką ulgą. Niczego tam nie było. Zaśmiała się nerwowo.
- Kto tu jest? -
zapytał szeptem zachrypnięty głos, na dźwięk którego z gardła
dziewczyny wydobył się zduszony okrzyk. Nie, nie był to z
pewnością nikt z personelu, chyba, że postanowili przyjmować
trzynastolatk...
Marion uśmiechnęła
się ze zrozumieniem. Jack, Jack, Jack... Czy ty nie boisz
się ciemności?
Dziewczyna zbliżyła
się do chłopca na tyle, żeby mogli usłyszeć swój szept.
- Co za
niespodzianka. Patrzcie, kto się szlaja po korytarzach... -
powiedziała, po czym znów usłyszała melodię piosenki. Czy to
się nie kończy?
Usłyszała
prychnięcie Jacka. Gdyby mogła ujrzeć jego twarz w świetle
dziennym, zauważyłaby, że był nieco zmieszany.
- Często to robię.
Ale ciekawe co ciebie tu sprowadza – szepnął, nie tyle
ironicznie, co z nieskrywaną ciekawością. Chciał wiedzieć, czy
przywołała ją tutaj ta sama siła, która nakazała mu wyjść z
łóżka i pogrążyć się w sieci korytarzy.
- Słyszysz muzykę?
- spytała nagle Marion. Nie wiedziała, po co to zrobiła. Była
skłonna się z tym pogodzić, ale bardzo ulżyłoby jej, gdyby
dowiedziała się, że nie tylko ją przytłaczała atmosfera
ośrodka.
Ujrzała uniesioną
brew chłopca i machnęła lekceważąco ręką. Ale nie przejęła
się. W końcu on był świrem z najwyższej półki, może więc
psychiatryk był dla niego niczym dom? Zresztą, wydało jej się to
teraz nieważne.
- Dlaczego tu
jesteś? - spytał żywo Jack. Dziewczyna popatrzyła na niego z
zaciekawieniem.
- A co?
- Odpowiedz –
rozkazał chłopiec. Marion postanowiła zignorować jego arogancję,
poprzysięgając, że następnym razem dostanie w twarz.
(strasznie się
obawiam, że coś zawsze tam jest)
Niemniej jego
pytanie było trafne. Właściwie nie wiedziała, w jakim celu wstała
z łóżka, i dlaczego poszła tą, a nie inną drogą. Czuła się
niczym marionetka, starannie prowadzona przez lalkarza, dbającego,
by każdy zaplanowany krok został zrobiony precyzyjnie, oraz
uważając, by za żadne skarby nie wypuścić z rąk lalki.
Jednak dręczyła ją
jakaś myśl, jakby przeczucie, że dokładnie w tym miejscu miała
się znaleźć. Chociaż sznurki opadły, gdy zobaczyła dwa zielone
błyski po drugiej stronie okna, to nadal miała przedziwne wrażenie,
że ktoś zawsze tam jest.
Widząc wahanie na
twarzy Marion, Jack przygryzł wargę, rozejrzał się uważnie
dookoła, po czym ze sporą siłą złapał dziewczynę za przedramię
i pociągnął za sobą.
- Eeeej! Co ty
wyprawiasz? - syknęła Marion, próbując wydostać się z uścisku
jego dłoni, jednak na próżno. Szedł w przerażająco szybkim
tempie, niemalże biegł, zupełnie jakby ktoś ich gonił.
- Stul pysk -
wycedził Jack. Dziewczyna dogłębnie oburzona, miała zamiar
wyszarpnąć mu się i dać porządnego liścia, jednak było coś w
tonie jego głosu... Coś, co źle wróżyło. Czasami potrafiła
rozpoznać po głosie, kiedy należy siedzieć cicho, a kiedy można
było zabłysnąć jakąś ciętą ripostą. Była pewna, że mogłaby
spokojnie skrzyczeć go tu i teraz, jednak miała wrażenie, że nie
powinna tego robić. Jeszcze nie teraz.
Jack zwinnym ruchem
otworzył drzwi jednego z pokojów i niemalże brutalnie puścił
dziewczynę, co sprawiło, że nieomal straciła równowagę.
Przytrzymała się poręczy łóżka. Chłopak zapalił lampkę
nocną, stojącą na stoliku.
- Powinnam ci
przypierdolić, ale...
- Serio? To cię
teraz najbardziej obchodzi? - Musiała przyznać, że jak na
dzieciaka, miał ikrę. Pokręciła głową i wzruszyła ramionami. A
co niby miało ją obchodzić? Zazwyczaj, gdy chłopak chciał się
jej przypodobać, wystarczył gram marihuany, ewentualnie dwa piwa,
ale zaciągnie siłą do pokoju na pewno nie działało.
- Co my tu robimy?
Wiesz, schlebia mi to, ale nie jesteś nieco za młody...
Jack chlasnął się
dłonią w czoło. Zaśmiał się pobłażliwie i usiadł na skraju
łóżka.
- Nie czułaś tego?
- Marion uniosła brwi, nie wiedząc, o czym mówi. Wzniósł oczy ku
niebu. - Coś chciało, żebyśmy tak poszli. Nie wiedziałaś dokąd
idziesz, co nie? Coś wyciągnęło cię z pokoju, ale nie wiedziałaś
po co, nie?
Marion nieco się
zmieszała, ale nie dała tego po sobie poznać, zachowując kamienną
twarz. Nigdy nie była zbyt dobra w wyciąganiu wniosków. Jednak
niezaprzeczalnie, chłopiec miał rację. Tak, coś chciało, by się
spotkali. Jakaś zupełnie obca dla Marion siła.
- Taaaa... -
zamilkła na chwilę. - Może to Conrad? - spytała impulsywnie, nie
mając innych pomysłów. Do głowy wpadła jej genialna myśl.
Skoro miał jej
pomóc, musiał jej ufać. A nigdy nie powinno się ufać zbyt
błyskotliwym osobom. To proste, udaj idiotę, a nikt nie będzie
podejrzewał twoich zamiarów. Taki pomysł wydał jej się bardzo
pomocny. Bo czy ktokolwiek podejrzewałby głupiutką nastolatkę o
zdradę, albo o ukryte zamiary?
Jack pokręcił
głową z niedowierzaniem. Jak ona mogła być tak mało domyślna.
Nie wyglądała na głupią.
- Ile ty masz lat? -
spytał z pobłażliwym wzrokiem. Dziewczyna zmierzyła go
podejrzliwie.
- Yyy... prawie
osiemnaście. A co cię to obchodzi? - zapytała agresywnie.
- Hah – wydał z
siebie odgłos, który był czymś pomiędzy śmiechem a
prychnięciem. - Dawno nie widziałem tak tępej idiotki – wypalił,
uśmiechając się do siebie.
To był szczyt
wszystkiego. Nikt nie miał prawa odzywać się do niej w taki
sposób. Nawet jeżeli bycie idiotką to był jej zamysł.
- Trzynastolatek nie
będzie do mnie tak mówił! Wypluj to, kurwa! - niemalże krzyknęła.
Chłopak zaśmiał się.
- Mam szesnaście
lat, tak na marginesie – Marion otworzyła szeroko oczy ze
zdumienia. Coś nie wyrósł. - Ale dobra, koniec. Sorry za
to. Nie mogę uwierzyć po prostu, że myślisz, że Conrad mógłby
to zrobić.
Dziewczyna teraz
doskonale wiedziała, że Conrad za żadne skarby by tego nie zrobił.
Przyjemnie było patrzeć, jak mały się irytuje.
- Yhh... Skoro
wiesz, kim on jest, on pewnie wie, że ty wiesz. I wie, że ja wiem.
Pomyśl, że jesteś nim. - Nie przerywała mu, robiąc minę
„teeeeeraz rozuuumieeem!” - Chciałabyś żeby dwie osoby, które
znają twój sekret się spotkały? Pomyśl, co mogłyby z nim zrobić
wspólnymi siłami.
Zdziwiła się, bo
ten pieprzony szczyl był mądrzejszy niż przypuszczała. Co
oznaczało, że nie dało się go tak łatwo wykiwać. Źle, bardzo
źle. Jednak mógł się przydać. Z pewnością miał „to coś”.
- W sumie, racja.
Ale jeśli to nie Conrad, to kto?
Jack pokręcił
głową.
- Nie mam pojęcia.
To było bez sensu.
Musiała to przyznać. W jakim celu ktoś chciał, by się spotkali.
Kto mógłby mieć w tym jakieś korzyści? Jack bez wahania
stwierdził, że musiał być to wampir. Doskonale znał ich
możliwości i wiedział, jak działają ich moce.
- Czy to oznacza
współpracę? - spytała Marion, uśmiechając się triumfująco.
- Najwidoczniej... -
stwierdził bez przekonania Jack, a na twarzy dziewczyny pojawił się
jeszcze większy uśmiech.
________________________
Według mnie –
najlepszy rozdział. Może dlatego, że znalazło się tu dużo
opisów, chyba więcej niż w jakimkolwiek innym rozdziale. Czeka nas
jeszcze jeden rozdział i niespodzianka. Takie „niespodzianki”
pojawiać się będą co kilka rozdziałów, w zależności od mojej
weny :>
I zapomniałam
napisać w poprzednim rozdziale, ze z dumą mogę powiedzieć, że
pobiłam swój życiowy rekord rozdziałów. Moje najdłuższe
opowiadanie skoczyło się na 11. rozdziale. :]
Co do daty
następnego rozdziału to z uwagi na to, iż ten dodałam wcześniej,
kolejny pojawi się za spory kawałek czasu. Nie wiem, moze dwa
tygodnie, zobaczy się.
Pozdrawiam!
Faktycznie bardzo dobrze wyszedł ten rozdział. Zaintrygowała mnie ta nocna sytuacja, czyżby faktycznie coś wyciągnęło ich z pokojów? Rozmowa między Jackiem i Marion momentami była wręcz zabawna mimo całej powagi sytuacji. Myślę, że dobrze oddałaś grozę; to przemykanie ciemnymi korytarzami, spotkanie...
OdpowiedzUsuńNo i opisy... Bardzo dobrze się je czytało. Jako miłośniczka opisów byłam nimi wręcz zachwycona, gdyż fajnie zarysowałaś całą sytuację.
Tylko pozazdrościć weny - piszesz tak często i tak ciekawie. Moje M-S to w sumie taki tasiemiec - dużo rozdziałów i mało akcji, ech ://.
Ja tam lubię Twoje opowiadanie mimo wolnej akcji ^^. Mamy czas na poznanie bohaterów, ich środowiska, zachowań, to bardzo przydatne. Dlatego warto się "pomęczyć" i czytać długie opisy, by potem bardziej barwnie "przeżywać" wraz z bohaterami ich losy ^^. Poza tym to fajne uczucie mieć dużą objętość opowiadania.
UsuńCzy ja wiem, czy ciekawie piszę... Tylko skaczę do najważniejszych wydarzeń, w końcu nie będę aż tak szczegółowo opisywać przeszłości Marion. Czasami aż zapominam, ze nie pisze w teraźniejszości, tylko w przeszłości i nie wyobrażam sobie powrotu do "normalnego" czasu. Choć jeszcze sporo zostało tej przeszłości.
Pozdrawiam!
Moje opowiadanie będzie liczyć, o ile uda mi się je doprowadzić do końca, około 80 rozdziałów i będę się starać żeby każdy chociaż te 7 stron miał, ale jak wyjdzie... tego nie wiem ^^.
UsuńCieszę się, że lubisz je mimo wolnej akcji, mogę jednak obiecać, że w nadchodzących rozdziałach będzie jej troszkę więcej ^^.
Twoje opowiadanie mi się podoba. Gdyby mi się nie podobało, to bym nie czytała ;). Ale uważam, że bardzo fajnie piszesz i mimo, że tematyka wampiryczna jest ostatnio bardzo popularna, to jednak twoja opowieść jest oryginalna i na szczęście nie powiela schematów zmierzchowskich, czy, o zgrozo, Pamiętników wampirów.
Zresztą moim zdaniem bardzo dobrze wykreowałaś postać Marion. Może nie jest to do końca pozytywna postać, ale bez wątpienia jej kreacja bardzo dobrze ci wyszła.
Ja trzymam kciuki, zeby Ci się udało doprowadzić to do końca i wierzę, ze tak będzie! Mnie nie kręci miłość człowiek-wampir. Wampiry mają zabijac ludzi, a nie ich kochać, i właśnie dlatego wyrzucam parę rzeczy, które wykreowała sama Anne Rice, właśnie tą absurdalną, choć piękną [tylko i wyłącznie w jej wykonaniu], moim zdaniem, miłość wampirów do siebie nawzajem i do ludzi. To jest problem większości. Zapominają, ze wampiry nie były cudownymi stworzeniami, tylko krwiożerczymi bestiami, a "pisarze" na siłę robią z nich przytulanki niewydarzonych emocjonalnie nastolatek. No ale cóż poradzić, trzeba życ dalej ^^
UsuńHeh, też mam nadzieję, że uda mi się to dopisać do końca ;). A w międzyczasie rozpoczęłam także inne opowiadanie, o pewnej niebieskowlosej narwanej dziewczynie (niebieskie-marzenia.blogspot.com).
UsuńCo do wampirów - fakt, tu się muszę zgodzić, teraz w większości książek są przytulankami niewydarzonych, zakompleksionych nastolatek. Niestety nie znam zbyt wiele książek o prawdziwych wampirach, bo ostatnio głównie ma się do czynienia ze "Zmierzchem" i jego rozmaitymi kopiami, ale czasem czytuję też różne opowiadania blogowe i jest to dość częsty motyw ^^.
No cóż, ja akurat należę do grona, które bardziej lubi dialogi, niemniej rozdział uważam za udany :) Choroba Marion chyba przybiera na sile, albo to "ktoś" miesza jej w głowie. Spotkanie z Jackiem faktycznie nie mogłoby należeć do przypadkowych, dziwne byłoby gdyby akurat te dwie osoby znalazły się nocą w tym samym miejscu bez przyczyny. No i zawarli sojusz, chociaż widać, że chłopak nie pogardziłby bardziej rozgarniętą sojuszniczką. Zwalił mnie z nóg fragment, że Marion uważa siebie za osobę "diablo inteligentną" ;p Przynajmniej taki Jack jest chętny do wyprowadzenia jej z błędu. Tak swoją drogą lubię tego szesnastolatka, jest taki bezpośredni i z pewnością wniesie sporo do fabuły.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie ta niespodzianka, tylko szkoda że trzeba na nią tyle czekać.
Pozdrawiam ;)
Właściwie to ja zauważyłam, ze lubię prawię każda postać, oprócz Marion. Taak, zawyżone mniemanie o sobie to jedna z cech, których najbardziej nie znoszę, a ta głupia panna myśli, ze wszystko, co tylko chce dostanie na talerzu. Ale zostanie za to ukarana. Już ja tego dopilnuję :]
UsuńDialogi też są ważne, w końcu nie samymi opisami opowiadanie żyje, a czasem inaczej niż poprzez rozmowę nie można przedstawić niektórych wydarzeń.
OdpowiedzUsuńNa przypadek to nawet z daleka nie wygląda. Coś musiało pchnąć Marion i Jacka do tego, by wyszli z łóżek i spotkali się. Zastanawiam się, kto to może być i czy w jego planach był ich sojusz, czy to skutek uboczny.
Zastanawiam się, czy Marion rzeczywiście zaczyna szaleć, czy może ktoś miesza jej w głowie. W końcu, gdy przyszła do psychiatryka była zdrowa i nic nie zapowiadało jej szaleństwa.
Pozdrawiam serdecznie :)
Czasami ktoś, kto potencjalnie wygląda na całkowicie zdrową osobę, rozpada sie od środka :]. Tak, dialogi sa bardzo ważne, ale moze nie tyle, co w następnym, co w przyszłych rozdziałach będzie od groma dialogów, dlatego chcę to jakoś zrównoważyć. Pozdrawiam :]
Usuńnotka bardzo mi się podobała, choć moim zdaniem trochę dialogów by się przydało. ja osobiście lubię dialogi i nie wiem czemu utarło się, że im w opowiadaniu jest więcej opisów tym jest lepsze...
OdpowiedzUsuńSpotkanie z Jackiem było bardzo ciekawe, choć nie wiem czy wstali z łóżek z własnej woli... sojusz to dobry pomysł, tak sądzę.
Pozdrawiam i czekam na news!
Nie utarło sie, ze im więcej opisów, tym opowiadanie jest lepsze. Tak samo, im więcej dialogów, tym opowiadanie nie jest lepsze. Trzeba to wyważyć. Chociaż osobiście uważam, ze duża gama opisów pozwala bardziej wczuć się w realia świata przedstawionego i tym samym, jest lepiej skonstruowany. Ale to tylko takie moje skromne zdanie.
UsuńZaczęło się normalnie. Zwyczajne zmęczenie, może bolące mięśnie i zniechęcenie na samą myśl o jakimkolwiek działaniu. To jak zaczęła świrować było naprawdę dobrze opisane. Genialne. Niepokój, przerażenie i desperackie pragnienie powrotu do znanych ram świata wylewało się wręcz przez monitor. Opisy korytarzy nocą były bardzo sugestywne. A Marion uparcie robi z siebie kretynkę. Nigdy bym się nie spodziewała, że Jack ma szesnaście lat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję, ciesze się, ze wyszło :]. Na początku Jack miał miec piętnaście lat, ale nie pokrywało sie to z moimi dalszymi planami co do niego. Chociaż tworzę postać Marion i to oczywiste, ze specjalnie robię z niej kretynkę, to w tym momencie nawet idiota zauważyłby, ze coś jest nie tak. Myślę, ze śmiało można ten rozdział nazwac przełomowym ^^ Pozdrawiam ;]
UsuńCoś mi się wydaje, że w tym wszystkim macza palce ta wampirzyca o nazwisku Darcy. W końcu ma te nadprzyrodzone zdolności. Wszystko mi się układa w całość pod tym względem.
OdpowiedzUsuńRozdział rzeczywiście dobry, ale muszę przyznać, że w Twoim przypadku to żadna nowość :) Aczkolwiek samozadowolenie jest najważniejsze, no nie?
W tym rozdziale brakuje mi podkładu :D Skoro już dałaś w rozdziale, to fajnie by się to czytało wiedząc o jaką muzykę konkretnie chodzi. No, ale cóż.
Fragment pod prysznicem ownuje, absolutnie.
Pozdrawiam
Lombard Street
Ja tam nie mówię, kto maczał w tym palce, chociaż to cbhyba oczywiste [moze tylko mnie się tak wydaje, bo w końcu to pisze, ale... :]]
UsuńSzablon naprawdę ładny. Ja tam się do HTML i CSS na razie nie dotykam. Trochę próbowałam, ale nie wyszło i zniechęciłam się.
OdpowiedzUsuńRozdział rzeczywiście jest najlepszy z dotychczasowych.
Scena pod prysznicem i to skradanie się po korytarzach <33 No i znowu ta muzyka! Czyżby zdrowie psychiczne Marion naprawdę się pogarszało?
Sojusz panny Straight i pana Connely to dobry pomysł. Po za tym nigdy nie dałabym Jackowi 16 lat xD
Czekam na dalszą część i pozdrawiam :*
Wiesz, to proste. Ja akurat wiążę swoją przyssłość z informatyką, więc robię co się tylko da w HTMLu, nieważne że można załatwić to łatwiej, jednak to tak jakby moje hobby. Taak, chyba nikt się nie spodziewał, ze Jack ma 16 lat, ale no cóż :]
UsuńO zgrozo.. Twoje opisy są tak dobre, że czułam niemal wszystko, co czuła Marion w tych dziwnych chwilach. Ta scena pod prysznicem, z czarną wodą etc, niemal jak z horroru. Zaczynam się bać na samą myśl... To się robi coraz bardziej intrygujące. Jakaś tajemnicza siła zaciąga Marion gdzieś wgłąb budynku? I w dodatku spotyka tam Jacka. Trochę upiorne, no bo kto by nimi tak manipulował? Pomyślałam o Valentinie, ale... Dobra, wole nie zgadywać, bo moje przypuszczenia prawie nigdy się nie sprawdzają, a w dodatku okazują się niedorzeczne ;p Jack ma 16 lat? Szok! Jeszcze jak pyskuje do Marion xD Chyba mu nerwy puściły, że tak się musiał namęczyć by choć trochę wprowadzić M. w jego tok myślenia ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie no i życzę dużo weny! :)
Blog oceniony na Era Krytyki i ocena bardzo dobry plus. Wiem jedno. Stać Cię na celujący.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.