Baaaardzo wątpię, aby ktokolwiek jeszcze tu zaglądał. Jestem na sto procent pewna, że nikogo już tu nie ma. Nie dziwię się. Miałam wrócić po wyjeździe.
Nie wróciłam.
Nie dlatego, że nie miałam weny, chociaż na pewno w jakimś stopniu osłabła. Ale...
Ta historia wciąż jest w moim sercu. Nadal piszę. Niedawno nawet udało mi się wycisnąć z siebie pół strony.
Pomyślicie, [pewnie powiadomię osoby, które jeszcze "żyją" w sferze blogspota, może ktoś skusi się na przeczytanie tego] dlaczego? Skoro miałam wenę na poziomie niekatastrofalnym, to dlaczego się nie odezwałam?
To ja. Teraz widzę, jak wielką idiotką byłam, [nie żebym teraz była jakas mądra, po prostu widzę osoby i sytuacje z innej perspektywy]. JAK BARDZO oszukiwałam samą siebie. Kiedy weszłam w podstronę "wayward", chciało mi się śmiać. Większość rzeczy się nie zmieniła, ale ten bullshit o byciu takim krejzi i jeszcze większy bullshit o przyjaciołach. Paczka przyjaciół? To były patologiczne gimbusy, a ja chciałam być tacy jak oni, bo nie miałam nikogo innego. Bo byłam sama.
Zawsze byłam samotniczką. Uwielbiałam odcinać się od rzeczywistości. Siedzieć tygodnie w domu. To dawało mi siłę, wenę, poczucie przynalezności do jakiegoś miejsca.
Dopiero na tym wyjeździe zrozumiałam, ze ludzie, których uważałam za przyjaciół to zwykli idioci, którzy nie podaliby ci szklanki wody, gdybyś umierał. Zrozumiałam tak wiele. Poznałam mnóstwo nowych osób, kontakt utrzymuję z dwoma.
Poznałam chłopaka, który charakterem tak przypomina mnie... Jemu nie przeszkadzało, ze siedział sam. Że czytał książkę, podczas gdy wszyscy inni smiali się do upadłego. On mi imponował. Wiedział, ze do nich nie pasuje, ale za wszelką cenę nie próbował zdobyc ich sympatii. A ja tak. Dzieki niemu się uwolniłam.
Za to drugi chłopak, z którym utrzymuję kontakt, to nieco inna historia. Z pewnością sprawił, ze częściej sie uśmiecham, ale nie zmienił mnie tak jak ten pierwszy.
Ale, zapytacie, co to ma wspólnego z opowiadaniem? Cóż, sporo. Wróciłam szczęśliwa. Jednak w środku coś pękło. Wmawiałam sobie, ze potrafię być taka jak inni. Ten wyjazd uświadomił mi, jak bardzo się myliłam.
Wstydziłam się spojrzeć w lustro, nie chciałam siebie oglądać. Nienawidzę głupców, nie toleruję głupich ludzi. A sama nim byłam i pewnie nadal jestem.
Naprawiłam to. Naprawiłam swoje życie. Wiem, jak to brzmi, ale tak właśnie jest.
Poza tym nie mogę się ze wszystkiego tłumaczyć. Następnym z powodów, dla których nie wróciłam było czyste lenistwo i nie będę tego ukrywać.
I trzeci powód. Bardzo się zmieniłam. Jestem inną osobą. Oczywiście niektóre rzeczy pozostają niezmienne. Na przykład to, ze jestem fangirlem Deana i nadal kocham całym sercem Supernatural. Albo miłość do angielskiego. Do Stephena Kinga, Anne Rice, Rowling. Nadal słucham starych zespołów, nie zmienił mi się gust muzyczny. Nie zmieniła się też ta historia. Dear soulmates było ze mną niemalże codziennie. Rzadko zdarzały się dni, w których nie myślałam o tym, by powrócić.
Co sprawiło, że wracam?
Czytałam ostatnio jakieś fanfiki. Naprawde dużo ostatnio czytałam. Weszłam na Wasze blogi. Na blogi moich byłych czytelników. Kilka osób brnie dalej, nie poddało się, nie straciło weny. Przypomniałam sobie, jaką frajdę sprawiało mi pisanie tej historii. JEDYNEJ historii, która przetrwała tak długi czas. Jedynej, której koncepcja nie zmieniła się przez ten PRAWIE ROK.
Kocham te postacie.
Tęsknię za nimi. Za tą atmosferą. Za pisaniem.
Wraca tu inne wersja mnie. Prawdziwsza. Nieudająca nikogo. W tym momencie jestem sobą w stu procentach, chcę dokończyc to opowiadanie. I wiem, ze mi się uda.
Pora zmienić co nieco w zakładce :"wayward".
Przepraszam, że Was zawiodłam. Naprawdę jest mi wstyd. ALE uda mi się to naprawić.
Wróciłaś ^^.
OdpowiedzUsuńPrzez przypadek trafiłam na twój blog, po tylu miesiącach straciłam nadzieję, że kiedyś wrócisz, a naprawdę lubiłam twoje opowiadanie.
Rozumiem jednak, że miałaś pewne problemy. Wiem jak to jest. Przecież też byłam kiedyś w tym wieku i nie miałam łatwych relacji z otoczeniem, oj nie.
Jeśli nadal jesteś zainteresowana czymś, co wyszło spod mojego pióra, czy raczej klawiatury, niedawno zaczęłam nowe opowiadanie, mam dopiero 2 rozdziały [nowojorski-akcent]
Zauważyłam Twój komentarz na terriblecrash i oto jestem znowu na Twoim blogu, chociaż byłam pewna, że go porzuciłaś. Na całe szczęście powróciłaś, bo naprawdę zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem, świetnie się je czytało, a poza tym zdaje się, że zniknęłaś akurat przed rozdziałem, który miał być wielką niespodzianką, więc z tym większą niecierpliwością czekam na notkę : )
OdpowiedzUsuńWidzę, że trochę się u Ciebie pozmieniało, ale wierzę, że na lepsze.
Na koniec jeszcze wspomnę, że masz ładny szablon z fatalnie dobranym kolorem czcionki postów - naprawdę ciężko cokolwiek przeczytać ;c
Pozdrawiam serdecznie!